czwartek, 13 listopada 2014

V

~~Będę bestią tak jak tego chciał~~

- Anee, musimy poważnie porozmawiać- powiedział Fen z tak poważnym wzrokiem, że aż przeszły mnie ciarki. Co ten popapraniec ode mnie chce? Dobra, jak bardzo bym chciała to nie umiem nazwać Fena popaprańcem, a naprawdę bardzo chciałabym to teraz zrobić. On za bardzo zakorzenił się w moim sercu, bym umiała go teraz tak po prostu wyrzucić. Przyjaciół się nie wyrzuca.Nie od tak. Wiedziałam, że Arenie to będzie moją słabością. Przyjaciele. Tylko czy dla nich ja też będę słabością? Czy nie zabiją mnie przy pierwszej lepszej okazji? Wolałam sobie nie odpowiadać na to pytanie.
- Słucham?- starałam się to powiedzieć najbardziej lodowatym tonem na jaki było mnie stać i chyba mi się udało. Przynajmniej mam taką nadzieję.
- Widziałem co dziś zrobiłaś temu zawodowcowi- zaczął, a ja nie mogłam się opanować przed wejściem mu w słowo.
- Mówisz to, jakbym obdarła go ze skóry, a ja nic mu takiego nie zrobiłam- wtrąciłam się, zastanawiając się, czy warto jest mówić mu o dzisiejszym zajściu między Voltem a mną w drodze powrotnej do penthouse'u.  Jak znam Fena, to i tak by mi nie uwierzył.
- Nie obdarłaś go ze skóry, to fakt, ale obdarłaś go z resztek honoru...
- Twierdzisz, że zawodowcy w ogóle mają jakiś honor? Chyba musiałeś sobie coś uszkodzić na treningu, co?- zironizowałam, jednak nie była to przyjacielska ironia. To była ironia zarezerwowana do kłótni z wrogiem. Własnie tego się bałam. Czy tego chcę, czy nie widmo Areny zmienia nas wszystkich. Nie jesteśmy już oddanymi przyjaciółmi, którzy ratowali się nawzajem z opresji. Teraz jesteśmy rywalami. Wcześniej miałam resztki nadziei, że może Fen nie zmieni się. W końcu jego charakter był najsilniejszy i o dziwno on najbardziej nie znosił Kapitolu i Snowa. Widać pomyliłam się co do niego. Nie wiedziałam, czy cała jego frustracja wobec Kapitolu była tylko fikcją, czy może wszystko wokół niego zmieniło go w tak nierozumną osobę. Czy on jeszcze nie załapał, że zachowując się tak, przyczynia się do tryumfu Snowa, któremu własnie o to chodziło, by zmienić nas w krwiożercze bestie?!
- Nie chodzi mi o to. Mam gdzieś tego zawodowca. Pewnie pozarzyna na Arenie nasz wszystkich. Po prostu dzień po dniu stajesz się coraz bardziej taka jak oni.- powiedział chyba nieco bojąc się mojej reakcji. I jest się czego bać. Krew się we mnie zagotowała. Zastanawiałam się czy jest w ogóle sens z nim o tym dyskutować. Chyba nie specjalnie. Czy on naprawdę jest aż tak głupi, żeby nie zauważyć, że kreuję się na silną i niebezpieczną tylko po to, żeby odciągnąć uwagę od nich i żeby się zająć i tym dupkiem i Bove'em na Arenie? Zrobiłam się cała czerwona i nic nie mogłam na to poradzić. Podeszłam do niego bliżej.
- Czy ty nie widzisz, że ja to wszystko robię dla was?! Dzięki mnie wszyscy uważają was za niegroźnych i to mnie wzięli na celownik! Przez pierwsze dni Igrzysk będziecie bezpieczni. Czy ty tego naprawdę nie rozumiesz?! Poza tym, nie graj na moich uczuciach, bo wiesz, że jedynym na czym mi zależy to nie na moim życiu tylko na życiu Bove'a!- wrzasnęłam, nie zastanawiając się w tym momencie czy Leiticia czy może któreś z naszych stylistów usłyszą mój wywód z salonu. Miałam to w tej chwili gdzieś. Zastanawiałam się jedynie nad tym, jak jedna z najważniejszych osób na świecie, którą przez całe życie uważałam praktycznie za mojego brata, polegałam na nim bardziej niż na rodzinie i ufałam dużo bardziej niż rodzonemu bratu może robić mi teraz takie rzeczy? Słyszałam, że zdrada przyjaciół, jest jak nóż wbity w plecy. To nie prawda. Zdrada przyjaciół boli dużo bardziej.
- I o tym własnie mówiłem- powiedział Fen po czym odłożył poduszkę z mojego łóżka, którą nerwowo ściskał w dłoniach przez całą rozmowę na łóżko i wyszedł. 
opadłam bez sił na miękki, ciepły materac. Nienawidzę go. Jak on mógł mi tak powiedzieć?! Ale skoro chce się bawić w bestię, to będziemy się bawić w bestię. Będę bestią tak jak tego chciał. Nie mam zamiaru rezygnować z sojuszu z moim bratem, ale ja im pokażę co to znaczy bestia. Jeśli uważał, że to była bestia w moim wykonaniu, to się mylił. Jeszcze mnie popamięta.

Ostatni raz stanęłam w sali treningowej. Dziś był ostatni dzień treningów. Jutro rano czeka nas już pokaz indywidualny. Nie miałam zamiaru przejmować się dziś ani Voltem, czyhającym na jeden mój błędny ruch, by móc mnie jeszcze pogrążyć, ani resztą zawodowców. Nie miałam też zamiaru zwracać uwagi na Fena. Chciałam skupić się dziś na sobie. I tak wiedziałam, że Fen będzie mnie obserwować. Zresztą, nie tylko on. W ten ostatni dzień, Enobaria może zostać z nami na treningu i doradzać nam co do ćwiczeń, czy taktyki walki, a wiem, że tą ostatnią pokazówką, którą odegrałam razem z Voltem zyskałam jej przychylność. Żeby nie powiedzieć, że jestem teraz jej pupilką. Co nie oznacza, że nie będzie obserwować reszty z naszego dystryktu. Jestem po prostu pewna tego, ze na mnie skupi się najbardziej. Według niej chyba tylko ja z naszej czwórki mam szansę na wygraną.
Gdy Enobaria jako do pierwszej podeszła, do poniekąd najbardziej potrzebującej pomocy Evangeline, ja poszłam na sekcję noży. Chciałam poćwiczyć rzucanie nimi. Wiedziałam, jak rzuca się maczetami i dlatego miałam wrażenie, że nie różni się to dużo od rzucania nożami. Jakże się myliłam. Noże co prawda za każdym razem trafiały w tarczę, jednak zawsze w nogi lub w ręce (tarcze miały kształt ludzi). Wiedziałam, że dobry rzut w rękę lub w nogę może osłabić przeciwnika na Arenie, ale tylko najsłabszych. Nie zatrzyma to zdenerwowanego do czerwoności zawodowca. Ćwiczyłam rzucanie jeszcze półtorej godziny, dzięki czemu styl moich rzutów nieco się polepszył, jednak i tak miałam mu jeszcze wiele do zarzucenia. Ale wiedziałam, że nie mam na to czasu, więc ruszyłam na dwupasmowy tor przeszkód. Gdy ustałam przed startem musiałam chwilę się uspokoić na następnie ruszyć. Razem ze mną ruszył chłopak z Jedenastki, nie czułam jednak żadnej rywalizacji. Najpierw biegłam pokonując po kolei płotki raz górą, a raz dołem. Następnie trzeba było przebiec po bardzo chropowatym terenie, co było dosyć ciężkie, pod koniec ścieżki ledwo przekroczyłam wielką kałuże błota, która wyskoczyła jak z podziemi. Ostatnie co musiałam zrobić to wspiąć się na sam szczyt sporego masztu, który chyba miał udawać drzewo. Musiałam wspiąć się na niego po chwiejnej prawie pionowo zawieszonej siatce, która obracała się dookoła tak, że z jej wierzchu, mogłam się znaleźć pod nią. Szybko skoczyłam na siatkę. Wiedziałam, że żeby się nie obróciła muszę szybko stawiać kroki i iść jej środkiem. Gdy byłam już prawie u szczytu usłyszałam jak coś się przewróciło. Przestraszyłam się, że to moja siatka się przechyla, ale okazało się, że to chłopak z jedenastki mocno uderzył o maty spadając z siatki. Doszłam na sam szczyt. Teraz wystarczyło jedynie spuścić się po linie. Z łatwością to zrobiłam, choć chropowata linia nieco wbiła mi się w dłonie. 
- Przyznam, że to było imponujące- usłyszałam za sobą słowa uznania ze strony Enobarii. Odwróciłam się do niej.
- Gdy byłam mała zawsze bawiłam się na wysokościach- odpowiedziałam. Gdy byłam mała zawsze lubiłam skakać po dachach lub wspinać się na różne maszty, za co zawsze dostawałam burę od mamy za to, że się nie słucham, lub od taty, za to, że mogłabym zrobić sobie krzywdę. Ostatecznie najbardziej zapamiętywałam upomnienia od Strażników Pokoju, które zawsze kończyło się biczowaniem i dlatego w późniejszych latach bardzo rzadko już się na cokolwiek wspinałam.
- Widać. Naprawdę dobrze ci poszło- przyznała Enobaria klepiąc mnie po ramieniu.- Ten chłopak z Jedenastki nie dorastał ci do pięt.
- Nie rywalizowałam z nim- odpowiedziałam tylko, bo szczerze mówiąc nawet nie dużo sobie robiłam z jego obecności na równoległym torze tuż obok mnie.
- Obserwowałam cię, gdy trenowałaś wczoraj, i widzę, że jest jeszcze cos, czego muszę cię nauczyć, a jest to bardzo przydatna umiejętności- powiedziała i zaprowadziła mnie na ring.- Gdy cała broń zawiedzie, a ty w walce z wrogiem masz tylko siebie, musisz sobie radzić sama.- Powiedziała i ubrała na siebie plastikową zbroję, którą zakładali trybuci, którzy chcieli się pojedynkować, by nie zrobić sobie nic przed rozpoczęciem Igrzysk.- Na co czekasz? Ubieraj się- wskazała palcem na drugi, pancerz. Tego się nie spodziewałam. Podeszłam do pancerza i zaczęłam go na siebie zakładać. Gdy byłam już gotowa weszłam na ring, stojąc na przeciwko Enobarii. ustawiłam gardę, czasem widziałam, jak robią to profesjonalni bokserzy, gdy wujek Haymitch oglądał walki bokserskie. Starałam się nieudolnie naśladować ustawienie bokserów na ringu.
- Nie stawaj jak bokser- upomniała mnie Enobaria. Więc tylko mojego upodabniania na nic?- Masz stanąć mocno i trzymać równowagę, ale tak, żeby tobie było w walce wygodnie,
Stanęłam na podbiciu stopy, tak, że może nie była to tak silna pozycja, w której nie dało się mnie pokonać, ale na pewno łatwo będzie mi w niej robić unik. Zaciśnięte pieści trzymałam przed klatką piersiową. Zaczęłyśmy krążyć wokół siebie z Enobarią. Ona długimi, mocnymi krokami, a ja małymi szybkimi podskoczeniami. Nagle coś uderzyło w bok mojego pancerza. To stopa Enobarii.
- Musisz być gotowa na ruch przeciwnika. Nie możesz skupiać się tylko na jego rękach.- wzięłam sobie radę Enobarii do serca i następnym razem, gdy spróbowała mnie kopnąć złapałam ją za nogę i próbowałam obrócić tak, żeby się przewróciła, niestety Enobaria była zbyt dobra w walce i szybko wyrwała swoją stopę z mojego uścisku i uderzyła mnie w kask, co zwaliło mnie z nóg. Gdyby nie kask, pewnie już miałabym dorodną śliwę pod okiem. 
- Atakuj i równocześnie broń się- doradzała dalej, a ja próbowałam wstać, jednak kolano Enobarii znów uderzyło mnie w kask, a ja ja upadłam znów. Cholera jasna, wypadam na słabeusza.Tym razem wręcz wyskoczyłam z podłogi, a pieść Enobarii zamiast w mój kask uderzyła w powietrze. Wykorzystałam jej chwilę nieuwagi i wykręciłam jej rękę. Ona jednak schyliła się tak, że przewróciłam się przez jej plecy na podłogę. Gdy uchylała się nade mną wycelowałam swoją stopą w jej brzuch i mocno ją odepchnęłam i w tym czasie miałam czas by wstać. Teraz to ja uderzyłam ją w kask. Niestety, Enobaria była na tyle zaprawiona w bojach, że nawet się nie przewróciła. Zanim zorientowałam się, co się dzieje wjechała mi w brzuch z byka, a gdy leżałam na ziemi zdjęła kask.
- Starczy tego- powiedziała i podała mi rękę, pomagając wstać z podłogi. Dzięki pancerzowi moje ciało w ogóle nie ucierpiało, co jednak nie zmieniało faktu, że moja duma ucierpiała bardzo. Zdjęłam kask i pancerz po czym rozprostowałam szyję.
- Cóż, ze zwykłym trybutem możliwe, że byś sobie poradziła. Chyba że byłyby wyjątkowo silny. Niestety zawodowca byś nie powaliła. A to oznacza, że zawsze musisz mieć przy sobie chociaż jedną maczetę, lub jeden nóż. To twój atut, pamiętaj, masz się tego trzymać. Idź teraz trochę poćwicz rozpalanie ognisk i tego typu rzeczy. Mogą ci się przydać.- powiedziała po czym odeszła do Bove'a pomagając mu z obsługą łuku. A ja ruszyłam uczyć się sztuki przetrwania we wszystkich warunkach, tak jak doradzała mi to mentorka. 
Siedziałam nad ogniskiem, które próbowałam rozpalić metodą pocierania kamieniem o kamień. Nie szło mi w tym najgorzej, ale i nie najlepiej. Według mnie i tak umiejętności walki są dużo ważniejsze. Ale faktem jest, że to też może się przydać. Nagle usłyszałam przed sobą cichy, dziewczęcy głosik, na pewno nie należący do Enobarii.
- Świetnie poszło ci na tym torze przeszkód- spojrzałam na dziewczynę. Była to niska, chyba rudowłosa dziewczyna. Nawet ładna. Miała wielkie, szare oczy. Z tego co wiedziałam, była z dziesiątki i była jedną z najmłodszych. Spojrzałam na nią, z pokerową twarzą.
- Nie boisz się mnie?- zapytałam.
- Dlaczego miałabym się ciebie bać?- odpowiedziała pytaniem na pytanie dziewczyna.
- Może dlatego, że jestem taka jak tamci- wskazałam palcem na zawodowców, choć sama nie twierdziłam, żebym taka była. Jednak z przypadków takich jak Fen wiem, że niektórzy tak uważają.- Mogłabym wziąć się na celownik i próbować zabić na Arenie.
- Nie prawda- powiedziała spokojnie dziewczyna.- Nie jesteś taka, przecież to wiesz. Każdy kto umie patrzeć to zauważy.
- Nie wszyscy to widzą- odparłam, nie przerywając prób rozpalania ogniska.- Skąd wiesz?
- Moja mama była kimś w rodzaju psychologa w Dziesiątce, więc czegoś się od niej nauczyłam. Nie jesteś zła.
Zastanowiłam się. Ona chyba naprawdę mnie rozumie. Jest jedyną osobą, która twierdzi, że nie jestem zła. To coś wyjątkowego. 
- Ale dlaczego chcesz żebym cię tego nauczyła?- brnęła dalej. Rozmowa z nią była przyjemna, nie chciałam więc jej już kończyć.
- Wiesz, na naukę walki jest już dla mnie za późno, ale zawsze dobrze uciekałam, więc chcę podszkolić tę umiejętność- odpowiedziała, a mnie zrobiło się jej żal. Bo wiadomo, że choćbyś nie wiem jak dobry był w uciekaniu to na Igrzyskach to nie wystarczy. Chyba mogę jej pomóc. Nie stanowi niebezpieczeństwa. Wstałam z podłogi.
- Chodźmy- odpowiedziałam i razem pokierowałyśmy się do toru przeszkód. - A tak w ogóle jestem Anee.
- Sage- dziewczyna uścisnęła moją dłoń.

Trzynastka jako ostatnia weszła do poczekalni przed salą treningową, gdzie dziś odbędą się pokazy indywidualne. Zajęliśmy razem z Leiticią i Enobarią ostatnie sześc miejsc. Kilka miejsc dalej zauważyłam Sage. Uśmiechała się do mnie. Jej spojrzenie dziękowało mi za wczorajsze lekcje. Jeszcze wczoraj nie rozumiałam dlaczego tak bardzo zależało jej na tym torze przeszkód, ale teraz zrozumiałam. Chciała mieć co pokazać sponsorom. Bo przecież nie mogła im pokazać jak ucieka. Wczorajszą resztę treningów do końca spędziłam z nią. Naprawdę ja polubiłam, za co plułam sobie w brodę. Nie powinnam zawiązywać tu przyjaźni. A wręcz przeciwnie. Powinnam odpychać od siebie wszystkich, którzy chcą się do mnie zbliżyć, by później nie mieć wyrzutów sumienia za to, że muszę ich zabić.Ale jest przecież dwudziestu sześciu trybutów na Arenie, to chyba byłyby jakieś żarty, gdyby to akurat mi przypadło zabicie jej! Chociaż po starym Snowie można było spodziewać się wszystkiego. 
Zauważyłam, że jeszcze nikt nie wszedł na pokaz. Wszyscy czekaliśmy. Nagle z głośników umocowanych na suficie dobiegł głos jednego ze sponsorów.
- Uwaga! Ogłaszamy, że pokazy indywidualne w tym roku, będą odbywały się inaczej niż przy poprzednich Igrzyskach. Tym razem wywoływani będą trybuci w parach, niekoniecznie z tych samych dystryktów do rywalizacji na pokazie. Zwycięscy zdobędą większą liczbę punktów. Na pokazie trzeba będzie rywalizować w trzech konkurencjach. To już wszystko. Na razie zapraszamy trybuta z dystryktu pierwszego Deena Clevena oraz trybutkę z dystryktu dziewiątego Jess Verior do rywalizacji indywidualnej.
Głos w głośniku zamilkł, a dwójka trybutów weszła do Sali treningowej. Ja nie miałam siły nawet tego skomentować. Snow na pewno się dobrze bawi. Przecież to okropne. Nie mamy szansy się dobrze zaprezentować, bo musimy rywalizować. Nie chciałam mysleć kto przypadnie mi. Kątem oka zauważyłam Volta patrzącego na mnie i zacierającego ręce. Wyraźnie miał nadzieję, że może będziemy rywalizować między sobą. Cóż, ja mogłam tylko się modlić, żeby tak nie było. 
Po kilku minutach z pokoju wyszedł uśmiechnięty od ucha do ucha zawodowiec, a za nim zapłakana blondynka z dziewiątki. Cóż, można było się spodziewać takiego wyniku. 
- A teraz do rywalizacji podejdą Volt Trash z dystryktu drugiego i Adam Klein z dystryktu ósmego- powiedział głos z głośników, a kamień spadł mi z serca. Nie muszę walczyć z Voltem. Dzięki Bogu! Mimo iż żywiłam do zawodowca wielką pogardę, to miałam dziwne przeczucia, że nie wygrałabym tej walki.
Volt jak się spodziewałam wygrał swoją walkę, spoglądając na mnie z zawiścią. Wyraźnie żałował, że to nie ze mną przyszło mu rywalizować. Kolejne pary przewlekały się prze pokazy. Bove walczył z trybutką z ósemki, a po zwycięskiej walce (choć nieco zdziwiło mnie, że wygrał) opowiedział mi wszystko ze szczegółami. On chyba nie miał mi nic za złe. Fenowi przypadła trybutka z czwórki. Zwodowiec. On już nie wyszedł z sali tak szczęśliwy. Nic nie powiedział, ale widziałam po jego minie, że odniósł miażdżącą porażkę z Jevee, którą zapamiętałam tylko dlatego, że była przyjaciółką Volta. Evangeline poszła walczyć z trybutką z dwójki. Dziewczynka z dwójki była młodsza od niej, bo wyglądała na najwyżej dwanaście lat i z pewnością nie była zawodowcem. Po minach Evangeline i dziewczynki z dwójki nie dało się wywnioskować, kto wygrał.
- A teraz do rywalizacji staną Sage Fenty z dystryktu dziesiątego i Anee Mellark z dystryktu trzynastego- powiedział spiker, a ja myślałam, że za chwilę rozpadnę się na kawałeczki. Czemu? Czemu ona?! To już wolałabym rywalizować z Voltem.  Sage spojrzała na mnie smutnym wzrokiem i wstała z krzesła. Wiedziała, że przegra, a ja choćbym nie wiem jak chciała, nie mogę sobie pozwolić na przegraną z nią. Razem weszłyśmy do sali treningowej. Gdy była pusta wydawała się dużo większa. Stanęłyśmy nad oknem sponsorów, jednak po chwili pojawił się obok nas wysoki, chudy mężczyzna z zieloną bródką.
- No więc zaczynajmy.- powiedział, a ja rozpoznałam w jego głosie głos spikera.- Na początek rzucanie do celu.- wskazał ręką na dwie tarcze w kształcie człowieka.- Każda z was ma trzy rzuty, a do rzucania, lub strzelania, jak kto woli może użyć czego chce z tych półek.
Oblałam się zimnym potem. Wiedziałam, że wygram, jednak nie chciałam zrobić tego Sage. Jeśli na półkach będą maczety, odniesie ona druzgocącą porażkę. Podeszłyśmy razem do półek. Na przeciwko Sage znajdowały się maczety. Mądrym posunięciem byłoby gdyby zabrała mi je z przed nosa. Gdybym musiała rzucać nożami na pewno wyszłaby lepiej niż gdybym miała rzucać maczetami. Ona jednak spoglądała chwilę na mnie i na maczety i zabrała z półki łuk i strzały. Sama nie wiem, czy chciałam, żeby wzięła z półki maczety czy nie, ale jeśli stały na półce, nie mogłam ich nie wziąć. Razem z rudą ustałyśmy na przeciwko naszych tarcz. Najpierw Sage napięła strzałę na cięciwę, a później strzała poleciała jak błyskawica w stronę tarczy. Niestety trafiła tylko w lewe kolano. Teraz była moja kolej. Złapałam w prawą rękę maczetę i przymknęłam na chwilę lewe oko, by odpowiednio wycelować. Po chwili wyrzuciłam ją z dłoni. Maczeta koziołkując dotarła do tarczy trafiając prosto pomiędzy oczy. Jeden zero dla mnie. Usłyszałam z okienka sponsorów ciche zdziwienie. Sage znów strzeliła. Tym razem szybko. Strzała trafiła prosto w oko. Byłam zdziwiona. Nie wiedziałam co o tym myśleć. Czy Sage okłamała mnie mówiąc o swoich zdolnościach, czy może w tym strzale dopisało jej szczęście. Nie miałam zamiaru się teraz nad tym zastanawiać. Wycelowałam i rzuciłam. Maczeta trafiła trochę wyżej w czoło. Chyba było jeden jeden. Nie wiem jak mają ocenić te rzuty. Oba były idealne. Sage po raz kolejny strzeliła. Strzała trafiła w ramie. Złapałam mocno za maczetę i znów rzuciłam. Trafiłam prosto w usta. Trzy rzuty minęły. Spojrzałyśmy na mężczyznę z zieloną bródką, a on podniósł tylko do góry tabliczkę z numerem trzynaście. To chyba miało oznaczać, że wygrałam. Zwycięstwo z Sage powoli zaczęło wypalać w dziurę w żołądku.
- A teraz drogie panie, walka- powiedział entuzjastycznie spiker po czym wskazał na ring. Chciałam mu dać w pysk za ten entuzjastyczny ton. Z tego co się wczoraj od Sage dowiedziałam, była najsłabsza w klasie, co oznacza, że znów ją pokonam, mimo iż nie byłam w tym najlepsza. Ubrałyśmy się w pancerze i stanęłyśmy na ringu na przeciwko siebie. Ustałam w moje pozycji, w której cały czas delikatnie podskakiwałam. Zauważyłam, że Sage kompletnie nie wie, co ze sobą zrobić. Stała jak kłoda na środku ringu. Nie miałam wyjścia. Zasadziłam jej prawego sierpowego w kask, a ta padła na ziemię. Pozwoliłam jej powoli wstać, nie atakując jej z dołu. Nie umiałam tego zrobić. Dziewczyna wstała i próbowała kopnąć mnie w bok, jednak ja zrobiłam unik i złapałam jej stopę po czym wykręciłam ją, a dziewczyna znów się przewróciła. Łzy wezbrały mi do oczu, a ja dziękowałam Bogu, za kask, dzięki któremu nikt tego nie widział. Sponsorzy pomyśleliby, że jestem słaba. Tym razem gdy Sage wstawała nie mogłam jej odpuścić i uderzyłam ją mocno z pięści w czubek głowy. Dziewczyna znów upadła jednak już nie wstawała. Wiedziałam, że to nie dlatego, że ją znokautowałam. W pancerzu nie było czuć w ogóle żadnego uderzenia. Nie wstawała, bo nie chciała się pogrążać. Wiedziała, że gdyby ta walka trwała dłużej, wyszłoby jej to jeszcze gorzej. Spiker znów podniósł do góry tabliczkę z trzynastką. Walka się skończyła, a ja znów wygrałam. Nie cieszyłam się w ogóle.
- Teraz ostatnia konkurencja, tor przeszkód- powiedział spiker wskazując na tor. Moje oczy rozszerzyły się. Czy mogło być gorzej? Mam  ja pokonać w tym czego ją wczoraj uczyłam? To okropne! Jednak tym razem rywalizacja mogła być równa. Była tak samo dobra jak ja.
Stanęłyśmy na starcie, czekając na głos spiera. Nagle usłyszałam strzał z pistoletu, co miało oznaczać, że mamy ruszać. Przez płotki biegłyśmy łeb w łeb. Musiałam uważać, żeby się nie wywalić, bo stanowczo za dużo spoglądałam na Sage. Następnie bieg przez chropowaty teren. W tym byłam dobra, bo miałam bardzo dobrą kondycję. Z tego co zauważyłam, kondycja Sage też nie zostawiała nic do zarzucenia. Rzuciłyśmy się w tym samym momencie na siatkę. Dalej szłyśmy łeb w łeb, gdy nagle tuż przy końcu Sage zachwiała się, co dało mi przewagę kilku setnych sekund, bardzo nie chciałam tego robić. Gdy weszłam na samą górę i złapałam za sznur, spojrzałam jeszcze szybko na Sage. W jej oczach nie widziałam jednak żadnej prośby. Wszystko zrozumiałam. Sage wiedziała, że przegra i  godziła się na to. Spuściłam się na linie. Moje stopu uderzyły o ziemię jako pierwsze z minimalną przewagą. Spiker ostatni raz podniósł tabliczkę z trzynastką do góry.
- Dziękujemy- powiedział spiker i obie wyszłyśmy. Zmiażdżyłam Sage, ale to było okropne. Nie chciałam jej tego robić. To straszne, że sparowali mnie akurat z nią. Czemu? Nigdy nie czułam się bardziej parszywie po zwycięstwie. Wielka wypalona dziura w moim żołądku piekła mnie za każdym razie gdy myślałam o rudej. Obie usiadłysmy na swoje miejsca. Nie miałam siły spojrzeć je w oczy po tym co stało się za drzwiami.
- Jak było?- zapytał Bove, gdy usiadłam na krześle obok niego.
- Wygrałam trzy do zera- odpowiedziałam, ale zrobiłam to najbardziej depresyjnym tonem, który kiedykolwiek wypłynął z moich ust.

Wszyscy całą dziesiątką siedzieliśmy przed telewizorem na kanapach, czekając na wyniki pokazu. Ja, Fen, Evangeline, Bove, nasi styliści, Enobaria i Leiticia. Naprawdę nie chciałam tego oglądać, ale Leiticia nie pozwoliłaby mi tego nie oglądać, nawet gdyby od tego zależało moje życie. Po chwili na ekranie wyświetlił nam się Ceasar i po krótkim wstępie i kilku nieudanych żartach zaczął czytać wyniki. Volt dostał jedenastkę. Zacisnęłam ręce w pieści to niedobrze. Oglądałam beznamiętnie resztę wyników trybutów z innych dystryktów. Nagle doszło do dziesiątki, najpierw chłopak, a później Sage. Uzyskała tylko trzy punkty. To przez przegraną ze mną. Tak nie powinno być. To nie fair. Przeze mnie nie zdobędzie żadnych sponsorów. Oczy mi się zeszkliły. Prawdopodobnie skazałam ją na śmierć. Bove wyrwał mnie z letargu, gdy Ceasar zaczął wyczytywać wyniki Trzynastki. Fen dostał piątkę, to nie najgorzej. Bove aż osiem, cóż nie sądziłam, że sobie poradzi, ale jak widać zwątpiłam bez powodu. Evangeline dostała siedem, musiała wygrać, żeby dostać ponad połowę, co oznacza, że na naszego dystryktu nie poradził sobie jedynie Fen. I w końcu Ceasar wyczytuje moje imię, a obok mojego wizerunku pojawia się lśniąca jedenastka. Tyle samo co Volt. We dwóch uzyskaliśmy najlepsze wyniki. To oznacza wojnę między nami. Wiem, że Volt tego nie odpuści.

--*--

No proszę, już jestem. Rozdział wyszedł mi makabrycznie długi, bo aż siedem stron. Nie spodziewałam się, że wyjdzie mi aż taki długi. Boję się, że nikomu nie będzie się chciało tego czytać. Dzisiaj mam do was kilka spraw. 
Po pierwsze, wczoraj ukończyłam mojego innego bloga, co oznacza, że będę miała więcej czasu na ten, więc rozdziały będą się pojawiać częściej. VI możecie się spodziewać w ostatni weekend listopada. 
Druga sprawa to komentarze. Bardzo mi na nich zależy i bardzo motywują mnie do pisania i byłabym naprawdę bardzo wdzięczna, gdyby każdy kto przeczytał ten rozdział zostawił pod nim w komentarzu chociaż jedno słowo. Dla was to kilka sekund, a dla mnie bardzo dużo. 
 Po trzecie, w zakładce polecane i czytane znajdują się blogi, które czytam, lubię i baaardzo polecam i mam prośbę, czy moglibyście też gdzieś wstawić chociaż link do mojego bloga na swoich blogach? Ja się nie narzucam czy coś. Nie zmuszam, jak chcecie, ale na pewno będę każdemu wdzięczna, jeśli to zrobi. 
I po czwarte, może nie wiecie, ale piszę książkę i jestem już na bardzo daleki etapie pisania, jest to bardzo rozbudowana książka z gatunku modern-fanstasy i jesli bylibyście chętni się trochę o tym dowiedzieć, to możecie zadawać na ten i również inny temat pytania na moim asku, do którego link znajduje się w kolumnie.
Priori :)


11 komentarzy:

  1. Świetny rozdział :) wiedziałam że nie dadzą Anee z Voltem haha. Myślałam że może z Fenem. Weny!

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Z Voltem nigdy nie miałam zamiaru jej dać w tym pokazie. To by było mało oryginalne i przewidywalne :)

      Usuń
  2. Świetny rozdział! Uwielbiam czytać twój blog o Anee Volcie i innych. Dobrze, że Anee myśli o innych, a nie tylko o sobie. Chodzi mi oto, że ma wyrzuty sumienia, ponieważ pozbawiła dziewczynę sponsorów.
    Weny i miłego dnia!

    OdpowiedzUsuń
  3. Rozdział jak zawsze boski !!! Masz naprawdę wielki talent :) Ale smutam, że ruda przegrała :( No ale cóż, więc teraz jak kurde do szkoły nie chodzisz dlaczego to pisz pisz pisz rozdział, bo ja chce już przeczytac jak są na arenie:)
    Ps. Napisałaś już PIŃĆ rozdziałów :)
    Pozdrawiam Andzia :*

    OdpowiedzUsuń
  4. Wspaniały rozdział ! Uwielbiam postać Anee, czasami przypomina mi samą siebie :) Postać Fena mnie irytuje, nie wiem dlaczego, ale ta jest. Myślałam, że będzie trochę Volta, ale czekam na rozwinięcie !
    Pozdrawiam
    Layls
    Powodzenia w pisaniu książki !

    OdpowiedzUsuń
  5. Czytałam rozdział już w piątek, ale widzę że zapomniałam skomentować. A więc tak... Zaskoczyłaś mnie, obstawiałam, że Anee będzie walczyć z Voltem, a tu z biedną Sage. Po tym jak oboje z Voltem dostali po 11, ten facet na pewno jej nie odpuści. Nie mogę doczekać się, aż znajdą się na arenie!
    Pozdrawiam i przepraszam za zwłokę z komentarzem :) Ciągle nie wiem, czemu wtedy nie skomentowałam ;P
    Sparks

    OdpowiedzUsuń
  6. Gdy tylko zobaczyłam długość rozdziału pomyślałam, że będzie to jedna wielka udręka. Było jednak całkiem inaczej. Chciałam czytać dalej, a tu koniec. Rozumiem Fen'a. Martwi się o Anee, a ona za ostro zareagowała. Widać, że ogrzyska ją zmieniają. Podobała mi się scena, w której pomagała Sage. To było naprawdę urocze. Volt jest denerwujący. Miałam nadzieję, że razem pójdą na pokazy indywidualne. To by było napewno coś ciekawego. Szkoda, że Sage przegrała. Myślałam w głebi duszy, że Anee jednak zmięknie i da jej wygrać chociaż tor przszkód. Punktacja całkiem niezła. Anee z Voltem po 11 punktów, no to z pewnością będzie się działo na arenie. Liczę na mały romansik między tą dwójką.
    Ps. Chętnie poczytałabym twoją książkę :-)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Tak, wiem, rozdział wyszedł mi trochę za długi, ale cięszę się, że ci się podoba :)

      Usuń
  7. Interesujący rozdział. Sam pomysł na bloga jest fascynujący. :D
    Uwielbiam Igrzyska Śmierci i muszę przyznać, że pomysł z 'nową generacją' jest świetny!

    Życzę Tobie dużo weny i mam nadzieję, że chociaż zerkniesz na mojego bloga. :)
    http://loveyou-forever-ever.blogspot.com/

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Chciałam wymyślić coś oryginalnego, a nie kolejnych trybutów z 60, 40 czy jeszcze tam innych Igrzysk i wpadłam na to :)

      Usuń
  8. Niewierzę, kocham, najlepsze <3 Luv, luv, luv <3 Masz taki talent *u* Uwielbiam Cię, Twój talent i tego bloga <3 Perfecto <3 <3 <3

    OdpowiedzUsuń