~~To prawdziwa przywódczyni~~
Miłość? Czy ja w ogóle wiem, co to jest? Pewnie nie. I pewnie nigdy się nie dowiem. Ale póki co jest ta chwila, która mówi mi, że przynajmniej dowiedziałam się, co to pełnia szczęścia. Och, to żenujące. Wokoło szaleją dziwne sytuacje, świat zbiera się po nowej wojnie, a ja czuję się w pełni szczęśliwa. Czy moje jestestwo nigdy nie będzie do końca normalnie? Nie rozumiem, czy zawsze muszę się wstydzić za to, że jestem szczęśliwa? Ale tak było. Znowu palące wyrzuty sumienia gryzły się ze szczęściem. Ale... nie wiem jak to wyrazić słowami, ale było we mnie jeszcze jedno uczucie, neutralne do tamtych dwóch, które w tym momencie podnosiło mnie aż do gwiazd, dodawało skrzydeł.
- Co teraz będzie?- zapytałam, unosząc głowę by spojrzeć na twarz Volta.
Leżeliśmy na mojej pryczy już trochę czasu. Nie wiedziałam ile. Gdy tak leżałam głową na jego nagim torsie, a on głaskał moje włosy, czas jakby stawał. Ale nie mogłam zapominać, że ta błoga chwila nie będzie trwała wiecznie. Już niedługo będziemy musieli wrócić do smutnego, prawdziwego życia, które zapewne już od progu kopnie nas w cztery litery.
- Jak to co?- zapytał, całując mnie w czubek głowy.
-Nie bądź dzieckiem, Volt. Nigdy nie będziemy mogli być razem. Przecież wiesz. Bove... on by chyba tego nie przeżył... Poza tym, ja wrócę do Trzynastki, a ty do Dwójki...- zaczęłam, ale zamknął mi usta pocałunkiem.
- Nic mnie to nie obchodzi. Jeśli będzie trzeba, to nawet przeciągnę Trzynastkę do Dwójki własnoręcznie- odpowiedział.
- Ach, ty to głupi jesteś!- Powiedziałam, uśmiechając się promiennie i delikatnie uderzyłam Volta w ramię. Ten oddał mi łaskotkami. Po chwili zastygliśmy znów w pocałunku.
Niestety, nie trwało to długo.
Do mojego namiotu niczym strzała wpadła Jeeve. Ekstremalnie szybko odkleiliśmy się od siebie. Na nasz widok na twarzy byłej trybutki wykwitł tryumfalny uśmiech.
- To ja wam nie przeszkadzam- powiedziała, parskając śmiechem.- Chciałam tylko powiedzieć, że Finnick cię wołał, Anee.
- O cholera!- jęknęłam, wstając z łóżka tuż po tym, jak Jeeve wyszła. Szybko nałożyłam na siebie ciuchy, mimo Volta, który prosił, bym tego nie robiła.
- Muszę do niego iść- jęknęłam tylko, po czym szybko wyszłam z namiotu.
Z nocy zrobił się dzień. Tylko, jak to się mogło tak szybko stać? Przy Volcie nie odczuwałam upływu czasu. Łatwo doszłam jednak do wniosku, że w nocy musiało padać. Jeszcze wczoraj zeschnięte błoto, sprawiało teraz problemy w poruszaniu się, otaczając stopy niczym ruchome piaski. Wiatr wiał dzisiaj silniej, co wcale nie pomagało, bo moje włosy prezentujące piękny, artystyczny nieład na mej głowie zawiewały mi na oczy.
Finnicka zauważyłam już z daleka. Z trójzębem w prawej ręce i siecią rybacką pod nogami siedział na masce wojskowego jeepa, objadając się wiśniami i wypluwając ich pestki na ziemię, gdzie od razu pochłaniało je błoto. Gdy tylko mnie zobaczył, odwrócił w moją stronę wzrok, którym smutno mnie taksował. Dalej chciał, bym mu wybaczyła. Dalej jednak nie potrafiłam tego zrobić.
- witaj- powiedział, zeskakując z maski Jeepa.
- Witaj- odparłam ozięble.- Czego ode mnie chcesz?
Gdy przyjrzałam mu się uważnie, zauważyłam, że jego kolor włosów, jest taki sam jak mój. I kości policzkowe. To też było podobne. Może był dla mojego taty jakąś rodziną, o czym nawet nie wiedział? Czyżbym miała w rodzinie więcej niż dwóch zwycięzców? Oby nie. Moje życie już udowodniło mi, że rodzina pełna zwycięzców Igrzysk, nigdy nie znaczy nic dobrego i wcale zaszczytem nie jest.
- Chciałem... pogadać.- odparł niemrawo, drapiąc się za lewym uchem.
Czy on sobie w tym momencie ze mnie żartował? Finnick Odair chce rozmawiać ze mną? A może ja nie chcę? Pewnie myślał, że od wczoraj ochłonęłam. Dalej jednak nie ochłonęłam. Dla mnie cały czas był on zdrajcą. Nie zdziwiłabym się, gdyby okazał się też konfidentem. Pewnie nie uronił nawet jednej łzy nad wujkiem Gale'em, wujkiem Haymitchem, ciocią Johanną, jego własną żoną Annie i moimi rodzicami. Powinien zginąć razem z nimi jak prawdziwy rebeliant, były zwycięzca, a nawet ich przyjaciel. Jeśli kiedykolwiek nim był.
- A może ja nie mam ochoty z tobą rozmawiać?- zauważyłam. Chciałam odwrócić się na pięcie i odejść, kiedy złapał mnie za nadgarstek, zmuszając do pozostania w miejscu.
- Myślę, że o tym będziesz chciała porozmawiać- odparł.
- Puszczaj mnie, ty zdrajco!- krzyknęłam i wyrwałam swój nadgarstek z jego uścisku. I gdy już oddalałam się z powrotem do mojego namiotu, znów usłyszałam jego głos.
- Myślę, że chcesz wiedzieć, co się stało z twoim dawnym przyjacielem!- zawołał za mną Finnick, a ja bałam się, że wiem o jakiego dawnego przyjaciela mu chodzi.
Minęło tyle czasu, tyle się wydarzyło, że, choć było mi wstyd, chyba zupełnie zapomniałam o Fenie. Ale, jak mogłam? Jak mogłam okazać się taką egoistką? Wiem, próbował mnie zabić, zdradził nas, ale cały czas chciałam wierzyć, że zrobił to nieświadomie. Był w szale. W życiu nie miał już nikogo. Możliwe, że odziedziczył też łatwość do szaleństwa po matce. Zdradził, ale myślę, że wcale tego nie chciał. Myślę, że pogubił się w tym wszystkim.
Ale mnie i mojego zapomnienia nie usprawiedliwia nic. Znam go od urodzenia, pomagałam mu, gdy uciekał od matki, kradliśmy razem jedzenie, tylko po to, bym o nim zapomniała? Nawet później nie zastanawiałam się, co się z nim stało, kiedy oberwał tą belką w głowę. Nawet nie pomyślałam o tym, czy może zginął na walącej się Arenie, czy może udało mu się uciec. Byłam chyba najgorszą przyjaciółką na świecie.
- To on żyje?
Finnick uśmiechnął się, widząc, że wracam w jego stronę.
- Och, żyje- odpowiedział.- I nawet mówi o tobie.
- Co?
- Życzy ci śmierci- odparł ze smutkiem. Coś zakuło mnie głęboko w sercu. Życzy mi śmierci. To straszne.
- Opowiadaj, wszystko- powiedziałam władczym tonem i skrzyżowałam ręce na piersiach.
- Jakieś dziesięć dni temu, wysłałem moich ludzi na zwiad na Arenę. Mieli sprawdzić, czy nie znajdą tam czegoś przydatnego, a nasz dystrykt nie leżał daleko od Areny- zrobił pauzę, by zjeść kolejną wiśnię.- po trzech dniach wrócili, ale nie z przydatnymi rzeczami, a z moim synem. Był cały zakrwawiony i umierający. Całymi dniami siedziałem przy nim, modląc się, by nie umarł. Całymi nocami krzyczał z bólu, całymi dniami spał. Arena się na niego zawaliła. Jego organy wewnętrzne były poharatane, z resztą, tak jak cały on. Ale przeżył. Choć nie bez strat. Musieli amputować mu rękę przy samym łokciu. Potem było już jednak tylko gorzej. Gdy się obudził, nie poznał mnie. Wziął mnie za wroga, i podejrzewam, że próbował mnie uderzyć, tyle, że nie zorientował się jeszcze, że nie ma ręki. Gdy już się zreflektował, wściekł się. Próbowaliśmy mu wytłumaczyć, że to było konieczne i że jesteśmy jego sojusznikami, ale nic nie pomagało. Cały czas uważał, że wszyscy chcemy go zabić. Rzucał się na mnie, na pielęgniarki i na ludzi, którzy przynosili mu jedzenie. Miarka przebrała się, gdy wbił jednemu z moich ludzi widelec w ucho. Wtedy zrozumiałem, że mimo iż jest moim synem, muszę coś z tym zrobić. Byłem zmuszony zamknąć go w celi, gdzie całymi dniami mówił tylko o tobie i Bove'ie. Życzył wam śmierci za to, że go tam zostawiliście. A gdy ja słyszałem, co zrobiliście, znając tylko jedną stronę medalu, też jej wam życzyłem. A potem poznałem Volta, który wytłumaczył mi wszystko o obłędzie mojego syna. Zaczyna mi się wydawać, że to ja sprowadzam na ludzi szaleństwo.
Nie powiedziałam nic. Nie miałam zamiaru mówić nic. Mam dość. Nie będę się już przejmować nie swoimi problemami. O nie. Wiem, że może i Fen nie jest w pełni rozumu, ale ja nie mogę tak ciągle żyć. Muszę w końcu pomyśleć o sobie. Ta historia mnie złamała. Muszę przejść całkowitą metamorfozę. Koniec martwiącej się o wszystko Anee.
Spojrzałam na zegar na szczycie Pałacu Sprawiedliwości. Już za chwile miała odbyć się narada. Wstałam z jeepa, na którego usiadłam się w czasie opowieści Finnicka i ruszyłam w stronę namiotu Enobarii.
- Nic mi nie odpowiesz, Anee Mellark?- zapytał z tyłu Odair.
- Za chwilę narada- odpowiedziałam.
Niby narada trwała, ale jak dla mnie była tylko bezsensowną wymianą słów. Posłowie z Czwórki i Ósemki cały czas się żarli, a pomiędzy Siódemką a Dwójką doszło nawet do rękoczynów. Moja rola kończyła się więc na tym, że siedziałam na rogu stołu, skubiąc zniszczoną ceratę. Po połowie godziny do namiotu wszedł też Volt. Na początku uśmiechnęłam się na jego widok, ale później zauważyłam coś, co mnie zaniepokoiło. Jego warga była rozcięta, a lewe oko wyglądało niczym wielka śliwa. Chciałam do niego podejść, zapytać co się stało, ale zmroziło mnie jego spojrzenie. Uśmiech całkowicie spełzł z mojej twarzy. Nie wiedziałam co się dzieje, ale nie chciałam przerywać narady.
Sytuacja uspokoiła się dopiero, gdy do namiotu z impetem weszła Enobaria.
- Co tu się, u diabła, wyrabia?!- zagrzmiała już u wejścia.- Czy was, nieudaczników, nie można zostawić samych nawet na minutę.
Nagle cały zgiełk ucichł. Nawet jakiś młody chłopak z Dwójki przestał zwyzywać na rosłego drwala za pozbawienie go dwóch przednich zębów. Uderzyło mnie to, jaki respekt ma tu Enobaria. To prawdziwa przywódczyni.
Okazało się, że gdy Enobaria wzięła radnych w swe obroty, by dojść do konsensusu wystarczyło piętnaście minut.
- Więc tak, na razie, na próbę wyślemy tam dziewięć osób, które mają robić tam za krety. Dogadamy się z Trójką, by dali im jakieś nadajniki, żeby zawsze byli z nami w kontakcie. Gdy tylko zwęszą, że sytuacja robi się nieprzyjemna, mają spieprzać z powrotem do Dwójki. Wszystko jasne?
Całe towarzystwo potakująco pokiwało głowami. Podejrzewam, że nawet, jeśli ktoś byłby przeciw, nie miałby tyle odwagi, by sprzeciwić się mojej mentorce.
- To może ja najpierw wybiorę trzy osoby ode mnie, które ruszą do Kapitolu, a potem każdy z was po dwie- powiedziała. Wysoki, barczysty przywódca z Siódemki podniósł się z krzesła.
- A czemu twoich ma być trójka, a naszych po dwóch?
- Bo to mój plan i ja tak zdecydowałam- odparła, ukazując rząd opiłowanych zębów.- Przechodząc do rzeczy. Jako moje najbardziej zaufane osoby, a zarazem takie, które byłyby w stanie sobie poradzić wybieram Anee, Bove'a i Kleeo.
W stu procentach spodziewałam się tego, że Enobaria wybierze do tej misji mnie. Wiedziałam, że mi ufa i że ma mnie za wyjątkowo poradną osobę. Przez chwilę zastanawiałam się, po co zdecydowała się na Bove'a, jednak szybko zdałam sobie sprawę, że Enobaria zna mój umysł dużo bardziej, niż bym tego chciała. Wiedziała, że bez Bove'a nigdzie się nie ruszę. Kleeo za to nie znałam, choć wiele razy widziałam ją przy Enobarii. Była chyba specem od łączności. Kolejny zaplanowany punkt Enobarii. Gdyby coś z Trójką poszło nie tak, ona umiałaby nas połączyć z Dwójką. Enobaria, ty chytra lisico.
Siódemka na swych przedstawicieli wybrała Linuusa- nie wysokiego (jak na ich standardy), chudego, ciemnoskórego chłopca, który nie mógł mieć więcej jak szesnaście lat. Od razu poznałam, że pewnie on był od wspinania po drzewach i podobnych zajęć. Wybrali też Gretę, potężną kobietę o męskiej piersi, która od tyłu mogłaby uchodzić za mężczyznę.
Ósemka zdecydowała się na bliźniaki- synów ich przywódczyni. Dwóch niskich, blond chłopców o karnacji tak jasnej, że trupy w prosektorium mogłyby się pochwalić lepszą opalenizną.
- Ja wybieram Shellę- powiedział Finnick, wskazując na typowej urody rudą dziewczynę z siecią rybacką owiniętą w formie peleryny.- Oraz mnie.
- Ty?- zdziwiłam się. Szczerze mówiąc, moje serce wręcz błagało o to, by wybrał Volta.
- A kto mi zabroni?- zapytał, ale widziałam, jak potem bezgłośnie mówi: Coś komuś obiecałem.
- Skoro mamy już wszystkich i nikt nie ma nic przeciwko naszym kandydaturom, to za dwa dni z rana wyjeżdżacie. Jak dobrze pójdzie, do tego czasu będziemy już mieć sprzęt z Trójki.
Widziałam skinienie głową Volta, mówiące mi, bym szła za nim.
Tuż po zakończeniu narady tak też zrobiłam. Szłam bez słowa za Voltem aż do starej, zniszczonej szopy, tak oddalonej od głównej drogi, że nie było szans, by ktokolwiek się tam zapuścił.
- To straszne, znów będziemy musieli się rozstać- powiedziałam.- Ale nie martw się. Pogadam z Enobarią i z Finnickiem. Może uda mi się ciebie w to wciągnąć.
Chciałam go przytulić, ale oddalił się ode mnie, jakbym była trędowata. Przestraszył mnie to.
- Nie o tym chciałem gadać- powiedział bez cienia uczuciowości, jaką jeszcze rano tak mocno okazywał.
- A o czym? Volt, co się dzieje?
-Anee... ja... ja nie wiem, co ja sobie myślałem. Nie chcę być z tobą, nie kocham cię. Przepraszam, jeśli cię zraniłem- powiedział, a ja czułam, jak grunt zapada mi się pod nogami.
Jeden jedyny raz, kiedy kogoś do siebie dopuściłam, zostałam brutalnie zraniona.
Z całej siły wymierzyłam Voltowi policzek, tak, że poczerwieniała i jego poparzona twarz i moja ręka.
- Jesteś żałosny- wywarczałam przez zęby i odeszłam.
Myliłam się. Koniec martwiącej się o wszystko Anee nie przyniesie mi ukojenia. Muszę skończyć z CZUJĄCĄ Anee.
Wybiegłam z płaczem zza szopy. Wiedziałam już, co chcę zrobić.
- Enobaria!- wrzasnęłam, wpadając do namiotu mojej byłej mentorki.
- Tak?
- Czy... czy macie coś, co sprawiłoby, bym zapomniała o niektórych rzeczach na zawsze?- zapytałam niepewnie.
- Anee, po co ci coś takiego?
- Muszę się pozbyć z mojego umysłu kilku rzeczy. Obiecuję, że to zadziała z korzyścią na naszą akcję wywiadowczą. To co, macie coś?
- Mamy- odparła, ale wydawało mi się, że sama się waha.- Mamy gończe osy.
Priori ;)
- To ja wam nie przeszkadzam- powiedziała, parskając śmiechem.- Chciałam tylko powiedzieć, że Finnick cię wołał, Anee.
- O cholera!- jęknęłam, wstając z łóżka tuż po tym, jak Jeeve wyszła. Szybko nałożyłam na siebie ciuchy, mimo Volta, który prosił, bym tego nie robiła.
- Muszę do niego iść- jęknęłam tylko, po czym szybko wyszłam z namiotu.
Z nocy zrobił się dzień. Tylko, jak to się mogło tak szybko stać? Przy Volcie nie odczuwałam upływu czasu. Łatwo doszłam jednak do wniosku, że w nocy musiało padać. Jeszcze wczoraj zeschnięte błoto, sprawiało teraz problemy w poruszaniu się, otaczając stopy niczym ruchome piaski. Wiatr wiał dzisiaj silniej, co wcale nie pomagało, bo moje włosy prezentujące piękny, artystyczny nieład na mej głowie zawiewały mi na oczy.
Finnicka zauważyłam już z daleka. Z trójzębem w prawej ręce i siecią rybacką pod nogami siedział na masce wojskowego jeepa, objadając się wiśniami i wypluwając ich pestki na ziemię, gdzie od razu pochłaniało je błoto. Gdy tylko mnie zobaczył, odwrócił w moją stronę wzrok, którym smutno mnie taksował. Dalej chciał, bym mu wybaczyła. Dalej jednak nie potrafiłam tego zrobić.
- witaj- powiedział, zeskakując z maski Jeepa.
- Witaj- odparłam ozięble.- Czego ode mnie chcesz?
Gdy przyjrzałam mu się uważnie, zauważyłam, że jego kolor włosów, jest taki sam jak mój. I kości policzkowe. To też było podobne. Może był dla mojego taty jakąś rodziną, o czym nawet nie wiedział? Czyżbym miała w rodzinie więcej niż dwóch zwycięzców? Oby nie. Moje życie już udowodniło mi, że rodzina pełna zwycięzców Igrzysk, nigdy nie znaczy nic dobrego i wcale zaszczytem nie jest.
- Chciałem... pogadać.- odparł niemrawo, drapiąc się za lewym uchem.
Czy on sobie w tym momencie ze mnie żartował? Finnick Odair chce rozmawiać ze mną? A może ja nie chcę? Pewnie myślał, że od wczoraj ochłonęłam. Dalej jednak nie ochłonęłam. Dla mnie cały czas był on zdrajcą. Nie zdziwiłabym się, gdyby okazał się też konfidentem. Pewnie nie uronił nawet jednej łzy nad wujkiem Gale'em, wujkiem Haymitchem, ciocią Johanną, jego własną żoną Annie i moimi rodzicami. Powinien zginąć razem z nimi jak prawdziwy rebeliant, były zwycięzca, a nawet ich przyjaciel. Jeśli kiedykolwiek nim był.
- A może ja nie mam ochoty z tobą rozmawiać?- zauważyłam. Chciałam odwrócić się na pięcie i odejść, kiedy złapał mnie za nadgarstek, zmuszając do pozostania w miejscu.
- Myślę, że o tym będziesz chciała porozmawiać- odparł.
- Puszczaj mnie, ty zdrajco!- krzyknęłam i wyrwałam swój nadgarstek z jego uścisku. I gdy już oddalałam się z powrotem do mojego namiotu, znów usłyszałam jego głos.
- Myślę, że chcesz wiedzieć, co się stało z twoim dawnym przyjacielem!- zawołał za mną Finnick, a ja bałam się, że wiem o jakiego dawnego przyjaciela mu chodzi.
Minęło tyle czasu, tyle się wydarzyło, że, choć było mi wstyd, chyba zupełnie zapomniałam o Fenie. Ale, jak mogłam? Jak mogłam okazać się taką egoistką? Wiem, próbował mnie zabić, zdradził nas, ale cały czas chciałam wierzyć, że zrobił to nieświadomie. Był w szale. W życiu nie miał już nikogo. Możliwe, że odziedziczył też łatwość do szaleństwa po matce. Zdradził, ale myślę, że wcale tego nie chciał. Myślę, że pogubił się w tym wszystkim.
Ale mnie i mojego zapomnienia nie usprawiedliwia nic. Znam go od urodzenia, pomagałam mu, gdy uciekał od matki, kradliśmy razem jedzenie, tylko po to, bym o nim zapomniała? Nawet później nie zastanawiałam się, co się z nim stało, kiedy oberwał tą belką w głowę. Nawet nie pomyślałam o tym, czy może zginął na walącej się Arenie, czy może udało mu się uciec. Byłam chyba najgorszą przyjaciółką na świecie.
- To on żyje?
Finnick uśmiechnął się, widząc, że wracam w jego stronę.
- Och, żyje- odpowiedział.- I nawet mówi o tobie.
- Co?
- Życzy ci śmierci- odparł ze smutkiem. Coś zakuło mnie głęboko w sercu. Życzy mi śmierci. To straszne.
- Opowiadaj, wszystko- powiedziałam władczym tonem i skrzyżowałam ręce na piersiach.
- Jakieś dziesięć dni temu, wysłałem moich ludzi na zwiad na Arenę. Mieli sprawdzić, czy nie znajdą tam czegoś przydatnego, a nasz dystrykt nie leżał daleko od Areny- zrobił pauzę, by zjeść kolejną wiśnię.- po trzech dniach wrócili, ale nie z przydatnymi rzeczami, a z moim synem. Był cały zakrwawiony i umierający. Całymi dniami siedziałem przy nim, modląc się, by nie umarł. Całymi nocami krzyczał z bólu, całymi dniami spał. Arena się na niego zawaliła. Jego organy wewnętrzne były poharatane, z resztą, tak jak cały on. Ale przeżył. Choć nie bez strat. Musieli amputować mu rękę przy samym łokciu. Potem było już jednak tylko gorzej. Gdy się obudził, nie poznał mnie. Wziął mnie za wroga, i podejrzewam, że próbował mnie uderzyć, tyle, że nie zorientował się jeszcze, że nie ma ręki. Gdy już się zreflektował, wściekł się. Próbowaliśmy mu wytłumaczyć, że to było konieczne i że jesteśmy jego sojusznikami, ale nic nie pomagało. Cały czas uważał, że wszyscy chcemy go zabić. Rzucał się na mnie, na pielęgniarki i na ludzi, którzy przynosili mu jedzenie. Miarka przebrała się, gdy wbił jednemu z moich ludzi widelec w ucho. Wtedy zrozumiałem, że mimo iż jest moim synem, muszę coś z tym zrobić. Byłem zmuszony zamknąć go w celi, gdzie całymi dniami mówił tylko o tobie i Bove'ie. Życzył wam śmierci za to, że go tam zostawiliście. A gdy ja słyszałem, co zrobiliście, znając tylko jedną stronę medalu, też jej wam życzyłem. A potem poznałem Volta, który wytłumaczył mi wszystko o obłędzie mojego syna. Zaczyna mi się wydawać, że to ja sprowadzam na ludzi szaleństwo.
Nie powiedziałam nic. Nie miałam zamiaru mówić nic. Mam dość. Nie będę się już przejmować nie swoimi problemami. O nie. Wiem, że może i Fen nie jest w pełni rozumu, ale ja nie mogę tak ciągle żyć. Muszę w końcu pomyśleć o sobie. Ta historia mnie złamała. Muszę przejść całkowitą metamorfozę. Koniec martwiącej się o wszystko Anee.
Spojrzałam na zegar na szczycie Pałacu Sprawiedliwości. Już za chwile miała odbyć się narada. Wstałam z jeepa, na którego usiadłam się w czasie opowieści Finnicka i ruszyłam w stronę namiotu Enobarii.
- Nic mi nie odpowiesz, Anee Mellark?- zapytał z tyłu Odair.
- Za chwilę narada- odpowiedziałam.
Niby narada trwała, ale jak dla mnie była tylko bezsensowną wymianą słów. Posłowie z Czwórki i Ósemki cały czas się żarli, a pomiędzy Siódemką a Dwójką doszło nawet do rękoczynów. Moja rola kończyła się więc na tym, że siedziałam na rogu stołu, skubiąc zniszczoną ceratę. Po połowie godziny do namiotu wszedł też Volt. Na początku uśmiechnęłam się na jego widok, ale później zauważyłam coś, co mnie zaniepokoiło. Jego warga była rozcięta, a lewe oko wyglądało niczym wielka śliwa. Chciałam do niego podejść, zapytać co się stało, ale zmroziło mnie jego spojrzenie. Uśmiech całkowicie spełzł z mojej twarzy. Nie wiedziałam co się dzieje, ale nie chciałam przerywać narady.
Sytuacja uspokoiła się dopiero, gdy do namiotu z impetem weszła Enobaria.
- Co tu się, u diabła, wyrabia?!- zagrzmiała już u wejścia.- Czy was, nieudaczników, nie można zostawić samych nawet na minutę.
Nagle cały zgiełk ucichł. Nawet jakiś młody chłopak z Dwójki przestał zwyzywać na rosłego drwala za pozbawienie go dwóch przednich zębów. Uderzyło mnie to, jaki respekt ma tu Enobaria. To prawdziwa przywódczyni.
Okazało się, że gdy Enobaria wzięła radnych w swe obroty, by dojść do konsensusu wystarczyło piętnaście minut.
- Więc tak, na razie, na próbę wyślemy tam dziewięć osób, które mają robić tam za krety. Dogadamy się z Trójką, by dali im jakieś nadajniki, żeby zawsze byli z nami w kontakcie. Gdy tylko zwęszą, że sytuacja robi się nieprzyjemna, mają spieprzać z powrotem do Dwójki. Wszystko jasne?
Całe towarzystwo potakująco pokiwało głowami. Podejrzewam, że nawet, jeśli ktoś byłby przeciw, nie miałby tyle odwagi, by sprzeciwić się mojej mentorce.
- To może ja najpierw wybiorę trzy osoby ode mnie, które ruszą do Kapitolu, a potem każdy z was po dwie- powiedziała. Wysoki, barczysty przywódca z Siódemki podniósł się z krzesła.
- A czemu twoich ma być trójka, a naszych po dwóch?
- Bo to mój plan i ja tak zdecydowałam- odparła, ukazując rząd opiłowanych zębów.- Przechodząc do rzeczy. Jako moje najbardziej zaufane osoby, a zarazem takie, które byłyby w stanie sobie poradzić wybieram Anee, Bove'a i Kleeo.
W stu procentach spodziewałam się tego, że Enobaria wybierze do tej misji mnie. Wiedziałam, że mi ufa i że ma mnie za wyjątkowo poradną osobę. Przez chwilę zastanawiałam się, po co zdecydowała się na Bove'a, jednak szybko zdałam sobie sprawę, że Enobaria zna mój umysł dużo bardziej, niż bym tego chciała. Wiedziała, że bez Bove'a nigdzie się nie ruszę. Kleeo za to nie znałam, choć wiele razy widziałam ją przy Enobarii. Była chyba specem od łączności. Kolejny zaplanowany punkt Enobarii. Gdyby coś z Trójką poszło nie tak, ona umiałaby nas połączyć z Dwójką. Enobaria, ty chytra lisico.
Siódemka na swych przedstawicieli wybrała Linuusa- nie wysokiego (jak na ich standardy), chudego, ciemnoskórego chłopca, który nie mógł mieć więcej jak szesnaście lat. Od razu poznałam, że pewnie on był od wspinania po drzewach i podobnych zajęć. Wybrali też Gretę, potężną kobietę o męskiej piersi, która od tyłu mogłaby uchodzić za mężczyznę.
Ósemka zdecydowała się na bliźniaki- synów ich przywódczyni. Dwóch niskich, blond chłopców o karnacji tak jasnej, że trupy w prosektorium mogłyby się pochwalić lepszą opalenizną.
- Ja wybieram Shellę- powiedział Finnick, wskazując na typowej urody rudą dziewczynę z siecią rybacką owiniętą w formie peleryny.- Oraz mnie.
- Ty?- zdziwiłam się. Szczerze mówiąc, moje serce wręcz błagało o to, by wybrał Volta.
- A kto mi zabroni?- zapytał, ale widziałam, jak potem bezgłośnie mówi: Coś komuś obiecałem.
- Skoro mamy już wszystkich i nikt nie ma nic przeciwko naszym kandydaturom, to za dwa dni z rana wyjeżdżacie. Jak dobrze pójdzie, do tego czasu będziemy już mieć sprzęt z Trójki.
Widziałam skinienie głową Volta, mówiące mi, bym szła za nim.
Tuż po zakończeniu narady tak też zrobiłam. Szłam bez słowa za Voltem aż do starej, zniszczonej szopy, tak oddalonej od głównej drogi, że nie było szans, by ktokolwiek się tam zapuścił.
- To straszne, znów będziemy musieli się rozstać- powiedziałam.- Ale nie martw się. Pogadam z Enobarią i z Finnickiem. Może uda mi się ciebie w to wciągnąć.
Chciałam go przytulić, ale oddalił się ode mnie, jakbym była trędowata. Przestraszył mnie to.
- Nie o tym chciałem gadać- powiedział bez cienia uczuciowości, jaką jeszcze rano tak mocno okazywał.
- A o czym? Volt, co się dzieje?
-Anee... ja... ja nie wiem, co ja sobie myślałem. Nie chcę być z tobą, nie kocham cię. Przepraszam, jeśli cię zraniłem- powiedział, a ja czułam, jak grunt zapada mi się pod nogami.
Jeden jedyny raz, kiedy kogoś do siebie dopuściłam, zostałam brutalnie zraniona.
Z całej siły wymierzyłam Voltowi policzek, tak, że poczerwieniała i jego poparzona twarz i moja ręka.
- Jesteś żałosny- wywarczałam przez zęby i odeszłam.
Myliłam się. Koniec martwiącej się o wszystko Anee nie przyniesie mi ukojenia. Muszę skończyć z CZUJĄCĄ Anee.
Wybiegłam z płaczem zza szopy. Wiedziałam już, co chcę zrobić.
- Enobaria!- wrzasnęłam, wpadając do namiotu mojej byłej mentorki.
- Tak?
- Czy... czy macie coś, co sprawiłoby, bym zapomniała o niektórych rzeczach na zawsze?- zapytałam niepewnie.
- Anee, po co ci coś takiego?
- Muszę się pozbyć z mojego umysłu kilku rzeczy. Obiecuję, że to zadziała z korzyścią na naszą akcję wywiadowczą. To co, macie coś?
- Mamy- odparła, ale wydawało mi się, że sama się waha.- Mamy gończe osy.
--*--
No i dupa! Mówiłam Wam, że z Anee i Voltem dobrze nie będzie. Mam jednak nadzieję, że mnie za to nie zabijecie.
Poza tym, mam do Was dwie sprawy.
Pierwsza: czuję, że ten blog stacza się po równi pochyłej. Moje pomysły nie są już tak dobre, jak kiedyś. Jeśli wy również tak sądzicie, śmiało piszcie, a wtedy zawieszę bloga na trochę, by odbudować moje siły pisarskie.
Druga: kolejne pytanie. Mam dwa opowiadania autorskie. Mogłabym stworzyć bloga, na którym bym opublikowała jedno z nich, oczywiście, jeśli chcecie, bo ostatnio co zakładam nowego bloga, to słabo przędzie. W każdym razie, sami piszcie, czy byście chcieli. Do wyboru macie dwie opcje: pierwsza to w pełni już skończone, choć według mnie, nieudane, opowiadanie o wilkołakach, wampirach itp. w postapokaliptycznym świecie. Rozdziały nie są tam zbyt długie. Druga opcja, to opowiadanie, które piszę teraz. Również jest o wilkołakach, jednak w tych czasach. Jest delikatnie wzorowane na Teen Wolf, ale tylko tyle, co zgadzają się niektóre nazwiska i fakty o bohaterach. Jednak ostrzegam, że rozdziały tam są piekielnie długie, bo nawet dochodzą zazwyczaj do osiemnastu stron a4, więc nie wiem, czy będzie wam się chciało czytać.
Piszcie co o tym sądzicie i do zobaczyska,
Och, cały czas zapominam, że teraz jestem Anayą ;) Ten nick był dużo prostszy i wyrażał moją miłość do GoT. Choć muszę was przeprosić, bo znów narobiłam wam z nim kłopotów. Chyba jestem uzależniona od zmiany nicków ;)
Jeśli Twój blog stacza się po równi pochyłej, a pomysły są coraz gorsze, to zwątpiłam w ludzkość.. Dziewczyno ! Nie wiem, co chcesz, ale Twoje opowiadanie jest zarąbiste ! A jak sądzisz inaczej to polecam odwiedzić dobrego psychiatrę. :))
OdpowiedzUsuńNie no, ale tak serio to więcej wiary w siebie ! Żadne pomysły nie są coraz gorsze ! Nie w Twoim przypadku !
A co do tych dwóch opowiadań to ja chętnie bym je poznała, ponieważ coś czuję, że skromność nie pozwala Ci powiedzieć, że są udane. ;) xd A to na podstawie Teen Wolf'a, no to nie byłoby szansy, aby jakoś te rozdziały poskracać trochę? Nawet jeśli nie, no to w końcu każdemu się przyda dobra lektura na długie wakacyjne wieczory ! :D
Kisses,
~~ Livi ♥
Rozdział genialny. Bardzo dobrze, osy się przydadzą, żeby zapomniać o tym idiocie, który powinien nie żyć. Czekam na pojawienie się Fena (jak zwykle zresztą). Tak bardzo się ciesze, że przeżył. Mam nadzieje, że pojawi się już w kolejnym rozdziale. A poza tym zaskoczyłaś mnie pojawieniem się Finnick'a, którego uwielbiam. Czekam z niecierpliwością na kolejny rozdział. Jeśli chodzi o kolejne opowiadanie to była bym za tym opartym na Teen Wolf. Kocham ten serial <3 Długością się nie przejmuj, im więcej tym lepiej. Życze weny i pozdrawiam <3
OdpowiedzUsuńKochana, nie zabiję cię. I szczerze wątpię, żeby ktokolwiek z twoich czytelników targnął się na twoje życie. ;** Nie czuję zupełnie, żeby to opowiadanie staczało się w jakikolwiek sposób. Wciąż zgrabnie nas prowadzisz, powodujesz, że wstrzymujemy oddechy razem z bohaterami. Uwierz mi, nie da się nudzić. Dużo się dzieje. ;))
OdpowiedzUsuńChoć przyznaję, mam mordercze myśli. Ale tylko w kwestii Volta. Nie sądziłam, że będzie w stanie tak szybko zmienić swoją pozycję względem Anee. Wręcz nie wierzę. Coś musiało go do tego zmusić. I w tym momencie ze strachem myślę o Bove, łącząc kilka wydarzeń. Choć być może jestem na złym tropie ;)
Lubuję się w rozgryzaniu opowiadań, książek, fabuły filmów. Sherlock ze mnie żaden, ale to świetna zabawa i podkręca ciekawość. Wybacz, jeśli moje rozważania mocno irytują.
W tym momencie bardzo współczuję Anee. Cios wymierzony przez Volta, nie może równać się choćby najmocniejszemu policzkowi. ;/ Mną to tąpnęło, a co dopiero Anee. Tyle wydarzeń nałożyło się na siebie w tak bliskim czasie, że poniekąd rozumiem akt desperacji z gończymi osami. Mam jednak cichą nadzieję, że się opamięta i do tego nie dojdzie. ;)
Co do postawionych przez ciebie pytań - chyba obstawałabym przy pierwszym opowiadaniu. Po pierwsze masz je skończone, wprowadzisz po drodze kilka poprawek, jeśli twierdzisz, że ich wymaga, i będzie dobrze. Po za tym krótsze rozdziały przyjemniej się czyta. ;) Ale! W gruncie rzeczy, decyzja jest twoja.
Poznałam cię jako Priori i dla mnie chyba zawsze pod tym nickiem będziesz figurować. Ale obecny również mi się podoba. ;)
Ściskam cię mocno i życzę dużo, duużo weny! ;**
Trzymaj się kochana!
Co ty gadasz!
OdpowiedzUsuńMoim zdaniem blog nadal jest super, dużo się dzieje, ogólnie ludzie zmartwychwstaja :D
Nie rób sobie żadnej przerwy!!
Oh i jestem za nowym blogiem, za tym wzorowanym na teen wolfie, bo kocham ten serial <3 5 sezon dobrze się zapowiada 8) i zdecydowanie wolę długie rozdziały, bo czuję się jakbym czytała książkę :D
A co do rozdziału, dlaczego? Co ta biedna Anee ci zrobiła? Fen oszalał i nienaiwdzi jej, Volt ja rzucił... to jest już w ogóle nie do pomyślenia.. nie rozumiem po prostu. Finnick zawsze lubiłam go w książce i w sumie teraz tez jest spoko, ale nie wiem jak się trzyma po tym jak wszyscy których znał umarli, jego syn oszalał. Oby Anee ogarnęła się i nie robila akcji z tymi osami. Czekam na następny!
Rozdział cudowny, ale dziwnie smutny.
OdpowiedzUsuńAnee... Ja na jej miejscu chyba też chciałabym zapomnieć. Tak strasznie mi jej szkoda. Współczuje jej całym sercem.
Volt... Bezwzględu na to co go do tego skłoniło nienawidzę go i prędko go nie polubię.
Bove... Czemu mam wrażenie, że tym razem rozstanie Anee i Volta to znowu jego wina?
Finnick... Em, nie wiem dlaczego ale nie przepadam za nim, chociaż w książce go kochałam. To pewnie przez tą sytuację z Anee. I czemu mam przeczucie, że on będzie jej ojcem?!? Ale to absurdalne. Katniss i Finnick? Nie. Nie wiem. Przez ciebie głupieję.
Fen... Mogę być szczera? Mogę. Niech spada na drzewo i się już nie pojawia. Nie cierpię go. I to o dziwo od samego początku. Zresztą okazał się strasznie dwulicowy. (Co prawda Volt też, z czego ten zachował się wogule jakby chciał tylko wykorzystać Anee i ją zostawić. Ale mimo wszystko Volta lubię o wiele bardziej i wierzę, że myśli, że robi to dla jej dobra. Co nie zmienia faktu, że jestem na niego zła.)
Enorbia... Myślę że jest moją faworytką. Kocham ją.
Pomysł z osłami gończymi... Rozumiem. Ale czy popieram? Nie wiem. Ale wiem, że to się źle skończy i tylko wszystko jeszcze bardziej skąplikuje.
To, że twój poziom spada... Taa. Jest tak niski jak temperatura na równiku (w porze suchej, w południe [tak aby nie było niedopowiedzeń]. Więc jakbyś się nie zoriętowała nie popieram w tym wypadku twojego zdania.
Kolejne opowiadanie... Motyw z Teen Wolf, wygrał moje serce.
Życzę ci dużo weny, abyś pisała dalej tak świetne rozdziały jak teraz i jeszcze lepsze, abyś uwierzyła w siebie i swoje zdolności (bo są ogromne), i abyś nie zmarnowali tego talentu, który na pewno posiadasz, szlifuj go i wykorzystuj.
Nie mogę doczekać się następnego.
Naprawdę wspaniały rozdział!!!!!!!
OdpowiedzUsuńVolt! Jak mogłeś?!!?!!Polubiłam cię, ale teraz nienawidzę!!! No, jak mógł zrobić coś takiego Anee. Wcale jej się nie dziwię, że chce zapomnieć ale jeżeli to zrobi to mam wrażenie że dobrze się nie skończy.
Cały czas jednak wydaję mi się że Bove zmusił Volta do tego. Przecież miał podbite oko i rozciętą wargę. Może pobił się z Bovem i przegrał a ten go zmusił aby zostawił Anee.
Fena od początku nie lubiłam i to jemu życzę śmierci. Oszalał jak matka.
CAŁY czas piszesz WSPANIALE!!!!!!!!!!!
Moim zdaniem nadal masz świetne pomysły. Powinnaś pisać dalej, bo masz WIELKI talent i powinnaś go rozwijać.
Ja też jestem za tym abyś pisała nowe opowiadanie z motywem Teen Wolf
Pozdrawiam i życzę pełno weny
Wybieram opcję krótszą. Lubię czytać rozdziały krótsze, a częściej dodawane. Chociaż wiadomo, jak to bywa nieraz z czasem... Nie znam Teen Wolf, więc to byłaby dla mnie nowość, a długie rozdziały zawsze można rozbić na dwie części, w razie czego. ;)
OdpowiedzUsuńJeśli zawiesisz tego bloga, to ja chyba na znak buntu zawieszę swojego! Nie rób tego. Nie ma nic, do czego mogłabym się przyczepić. No dobra. Może kilka przecinków, ale to jest zmora języka polskiego! I pewnie innych też. Nieważne. :P
Co do Volta. Myślę, że chłopak nie mówił prawdy, lecz ktoś go zaszantażował. W końcu na zebranie przyszedł poturbowany, a jeszcze wcześniej zapewniał, że przeniesie dla Anee Dystrykt. xD Więc zostaję przy zdaniu, że jednak jest w niej zakochany. Chyba, że grał na uczuciach tylko dlatego, że chciał dostać od dziewczyny... no wiadomo. Jakby nie patrzeć to facet.
A Anee się zaangażowała. Niby twarda, a jednak wybiegła z płaczem i potrzebowała "sposobu na znieczulenie".
Fen odziedziczył skłonności do szaleństwa po matce? Kurcze, szkoda. Myślałam, że będą z niego ludzie, ale nigdy nic nie wiadomo. I przykro mi z powodu amputacji. Trzymam kciuki za to, by ocalono go od ześwirowania, tak jak Peetę, gdy Kapitol sprał mu mózg.
U mnie nowy rozdział, zapraszam. Mam podobne odczucia, jakiś spadek formy. Po tej długiej przerwie przestałam być aż tak nakręcona na moje igrzyska i zaczęłam skupiać uwagę na nowym pomyśle. Ale to dopiero po skończeniu historii Iness. W każdym razie nie ma co zawracać Ci głowy głupotami. Już milknę.
Pozdrawiam, http://www.w-popiolach-igrzysk.blogspot.com/