wtorek, 3 marca 2015

XII

~~zawsze trzeba się spodziewać niespodziewanego~~

- Co? No chyba nie sądzisz, że w to uwierzymy- prychnęłam, zdenerwowana słowami Jeeve.
Czy ona nas naprawdę miała za bandę idiotów? Jej historia kompletnie nie trzymała się kupy. Ale po minach chłopaków widziałam, że jednak chyba choć trochę jej wierzyli. Ja nie wierzyłam. Chociaż chyba powinnam zacząć, bo z nikąd indziej nie dowiem się teraz prawdy, więc powinnam się zadowolić tym, co mam. Tylko ja jej nie wierzyłam. I nie było w tym kompletnie nic dziwnego. Z tego co własnie zauważyłam, byłam dużo twardsza od chłopaków. Oni chcieli mieć w co wierzyć. Mieć na czym się wesprzeć, a moje zwątpienie im w tym nie pomgało. Chcieli wiedzieć, co się dzieje, nawet, jesli mieliby poznać tylko połowę prawdy. To wszystko wystarczająco wybiło ich z rytmu, ale mnie nie.

***

2 lata wczesniej...

Biegłam w stronę domu z chlebem za kurtką. Za mną tak samo zdyszany jak ja, biegł Fen. Miał lepszą kondycję ode mnie, ale jednak biegł już dużo dłużej ode mnie, bo aż od swojego domu, a nie tak jak ja, z piekarni.
Miałam mocno zdarte lewe kolano, z którego teraz sączyła się mocno krew, a jej metaliczny zapach swędził moje nozdrza. Naprawdę bolało, a biorąc pod uwagę to, że rana mogła być zabrudzona wcale mnie to nie dziwiło.
Biegłam po mokrej od wczorajszej mrzawki sciółce lesnej, zgniatając na swojej drodze grzyby, krzaki i gałęzie, które raniły mnie w stopy. Za sobą syłszałam głosne kroki wielkich stóp fena i jego nieregularny oddech. Nie miał już siły dalej biec. Je też nie, ale oboje wiedzielismy, że m u s i m y dobiec do mojego domu. Zostało już tak niedaleko.
Ze zmęczenia drzewa zaczęło rozmywać mi się przed oczami. Uderzyłam w cienką brzozę, po czym oparłam się na niej dysząc ciężko. Nie dam już rady. Wtedy wymacałam duży bochenek chleba za moją kurtką. Bove. On musi się w końcu porządnie najesć. Ta mysl dodała mi maksimum sił. Spięłam się, nie zwracając uwagi na ból w nodze i zaczęłam biec. Jeszcze tylko pięćset metrów. 
Czterysta.
Trzysta.
I nagle usłyszałam głosny dźwięk na sciółce. Za mną Fen przewrócił się o wystający konar. Myslałam, że zaraz wstanie, ale nie wstawał. Leżał, jęcząc tylko ciężko. Miałam wybór. Mogłam pobiec dalej i zostawić Fena, lub wrócić po niego, narażając się na złapanie. Nie zastanawiałam się długo. Podbiegłam do przyjaciela i obruciłam go na plecy. Momentalnie zrozumiałam jego jęki. Miał rozcięty łuk brwiowy. 
- Wstawaj, Fen, jeszcze tylko trzysta metrów. Poradzimy sobie, no wstawaj- Mówiłam, biorąc go pod pachę i podnosząc. Widziałam, jak mój przyjaciel próbuje wykrzesać z siebie resztki sił by biec szybciej, niż był w stanie. 
W ostatniej chwili udało nam się dobiec do mojego domu. Wręcz wskoczylismy do niego, odsuwając starą, brudną kotarę, służącą jako drzwi wejsciowe. W małej kuchni siedziała mama z zatroskaną minę wpatrując się w okno. Gdy nas zobaczyła momentalnie do nas podbiegła.
- Boże, co się stało?- Zapytała cała roztrzęsiona. 
- Nie teraz, Fen jest ranny- Powiedziałam, przekazując w jej ręce młodego Odaira. Mama nie znała się na leczeniu ran, toteż nakazała mi szybko zawołać tatę, a sama przeniosła Fena na starą, usianą sprężynami kanapę.
- Tato! Tato!- Krzyczałam, ale mogłabym równie dobrze mówić. Nasz dom był tak mały, że dało się usłyszeć nawet szept. Z pokoju, w którym całą czwórką spalismy wyszedł tata, z twarzą i dłońmi ubrudzonymi smołą. Widać w końcu wziął się za naprawianie już od dawna zepsutego pieca. Jego zazwyczaj spokojna, kojąca moje oczy twarzy była teraz zaniepokojona. 
- Co się stało Anee?- Zapytał. Mimo iż od mojego imienia nigdy nie było zdrobnienia, to mimo to, on zawsze wymawiał moje imię tak, że wydawało się ono najmilszym zdrobnieniem jakie ktokolwiek kiedys wymysli. Wiem, że bardzo mnie kocha.
- Fen...On... My...- Zaczęłam, zdenerwowana tym całym zdarzeniem. To zawsze ja byłam ranna. Fen z takich potyczek z a w s z e wychodził bez szwanku. Jak to się stało, że ja, która przeżyłam więcej niż nejedna nastolatka w całym Panem teraz tak się boję?
Bo to twój przyjaciel, podpowiadała mi jedna połowa mózgu, z kim polowałabys i leniła się i kradła, gdyby jego zabrakło? Ale druga połowa mózgu, którą za wszelką cenę próbowałam uciszyć, mówiła mi co innego. Zależy ci na nim, na jego życiu i na jego zdrowu, bo cos do niego czujesz i nie wmówisz sobie, że to tylko przyjaźń. 
Och siedź cicho- uciszyłam drugą połówkę mózgu w myslach. Nie dopuszczałam do siebie tej prawdy, choćbym miała przez to zginąć.
Tata widząc mój strach podszedł do mnie po położył mi ręcę na ramionach, co momentalnie mnie uspokoiło, tak jak jego kochający ton głosu.
- Spokojnie, Anee, nic się nie martw. Weź głęboki oddech i powiedz mi powoli i spokojnie co się dzieje- Doradził mi a to momentalnie sprawiło, że całe cisnienie ze mnie odpłynęło. Idąc za jego zaleceniami wzięłam jeden głęboki oddech i zaczęłam mówić.
- Uciekalismy przed Strażnikami Pokoju przez las, żeby było krócej, ale nie mielismy już siły biec i Fen przewrócił się i rozciął sobie łuk brwiowy. Musisz mu pomóc, jemu nie może się nic stać!
W sekundę wyłapałam w spojrzeniu ojca skupienie, przygotowaniei powagę. Nic już nie mówiąc poszedł do kuchni by po chwili biegiem ruszyć w stronę Fena z apteczką w ręce. Gdy tata wszedł do pokoju, w którym leżał Fen, mama, jako że wiedziała, że nie może dużo mu pomóc, wyszła do naszego małego korytarza, w którym stałam też ja. 
Musiałam z nią porozmawiać, na temat tego co się dzis zdarzyło, akurat w tym to ona zna się lepiej od taty. 
- Mamo, mogę z tobą pogadać?- Zapytałam. Mało rozmawiałysmy, toteż nie wiedziałam nawet jak zacząć rozmowę. 
Bystre, drapieżne oczy mamy spojrzały na mnie, nie wyrażając kompletnie żadnych uczuć. Kochała mnie, ale nie okazywała tego tak, jak tata. Za dużo ludzi, których kochała już straciła. Poza tym, przypominałam jej moją zmarłą ciotkę Primrose, od której własciwie zaczęła się cała historia mamy z Igrzyskami i rebelią.
- Oczywiscie- Odpowiedziała krótko.- O czym chcesz pomówić?
- Wiesz, zdarzyło się cos dziwnego... Pamiętasz to starsze małżeństwo, które otworzyło niedaleko piekarnię?
- Tak, znam ich. Niezbyt mili ludzie. Stonness'owie.
- Tak. Wiesz, oni byli zawsze wredni zarówno dla mnie, jak i dla Fena i Bove'a... I..dzisiaj widzieli nas, jak staralismy się ubłagać ludzi na ćwieku o bochenek chleba. Zaprosili nas do siebie i dali nam po jednym- Powiedziałam, prezentacyjnie wyciągając zza kórtki bochenek chleba.- Mało tego. Zobaczyli ich Strażnicy. Zaczęli na nich krzyczeć, że nie mają prawa oddawać żywnosci za darmo i to jeszcze do tego Mellarkom i Odairom. Wtedy pan Juless Stonness zaczął na nich krzyczeć i wołać, że to własnie Mellarkom należy się chleb i... podłożył się za nas Strażnikom, bysmy my mogli uciekać. Nie rozumiem tego. Przecież wiele razy zaznaczał, że nas nie znosi...
Mama przysunęła się bliżej mnie.
- Widzisz, Anee, jedna z rzeczy, jaką nauczyło mnie życie to to, że zawsze trzeba się spodziewać niespodziewanego- Powiedziała zaciskając przy tym usta, jakby blokowała wypływający ból.- Ale musisz pamiętać jeszcze jedno. Nie zawsze to niespodziewane, jest pozytywne.
- Nie rozumiem- Odparłam bezradnie. 
- Zrozumiesz, kiedy przyjdzie czas...

***

Tydzień wczesniej...

Przechadzałam się bez sensu po apartamencie Trzynastki, co jakis czas zerkając na ekran telewizyjny. Nie miałam co ze sobą zrobić. Poza tym od kilku dni czułam, że cos jest nie tak, a raczej, że cos pójdzie nie tak. 
Nie mogąc dłużej patrzeć na ten cały dobrobyt, który był tu tylko po to, by osłodzić nam ostatnie dni życia założyłam bluże i wyszłam do sali treningowej. 
Cała wsciekła szłam jak na szpilkach. Nie wiedziałam, co się wokół mnie dzieje, ale jednego byłam pewna. Że w tych Igrzyskach jest cos nie tak. Że przejdą inaczej niż wszystkie.
Weszłam do ciemnej, pustej sali treningowej. Moglismy tu przebywać dwadziescia cztery godziny na dobę, ale po dwudziestej wszyscy wrócili już do apartamentów
Sięgnęłam po piękne, nowe, idealnie wyważone maczety z półki. Zaczęłam wsciekle rzucać nimi i ciąć wszystko, co stanęło mi na drodze. Wtedy usłyszałam jakis ruch i momentalnie się odwróciłam.
W drzwiach sali, w sportowych legginsach stała Sage. Jej włosy nie były teraz spęte w kitek, dzięki czemu mogłam ujżeć jej naturalne loki.
Podeszła do mnie powoli. Wyglądała na nieco zatroskaną.
- Gdy tu szłam natknęłam się na twoją mentorkę. Szukała cię. Powiedziała, że dostała jakąs wiadomosć z Trzynastki, którą miałam ci przekazać- Po tych słowach wręczyła mi białą, nieco pomiętą kartkę w rękę.- Proszę.- Powiedziała i szybko wyszła, znów zostawiając mnie samą.
Rozwinęłam kartkę, trzesącymi się dłońmi. Czyżby babcia miała mi cos do przekazania?
Na kartce ku mojemu zdziwieniu, kompletnie nieznanym mi pismem było napisane jedno zdanie.

Pamiętaj, aby spodziewać się niespodziewanego...

Moje ręce zaczęły drżeć coraz bardziej. W Trzynastce została tylko moja babcia, a to nie było jej pismo, więc kto do cholery wysłał mi tę kartkę?

***

Ze szponów wspomnień wyrwała mnie kłótnia Sage z Voltem. Kłócili się o to, czy powinnismy ufać Jeeve. Po przypomnieniu sobie kilku ważnych faktów z mojego życia, zrozumiałam, że zawsze trzeba się spodziewać niespodziewanego co oznacza, że historia Jeeve może być prawdą. Nie. Ona jest prawdą. 
- Więc mówisz, że Snow umarł, a jego jedyna dziedziczka, jego wnuczka Amelie, jedyna pozostała z jego "dynastii" zaginęła?- zapytałam, by upewnić się, czy aby się nie przesłyszałam.
Jeeve zrobiła zadowoloną minę, krzyżując ręce na piersi. Była zadowolona, że w końcu jej ktos uwierzył.
- Dokładnie- Potwierdziła. 
- I gdy wyciekło, że Panem nie ma już prawowitego władcy, wszystkie dystrykty zaczęły wojnę, rozpętując wojnę domową?
- Nie wszystkie. Siódemka, Dwunatska i Trzynastka zostały neutralne. Ale poza tym wszystko się zgadza.
- I ci najbliżej Kapitolu, Jedynka, jesli się nie mylę, włamała się do biura organizatorów Igrzysk i zniszczyła Arenę? Po co?
- Bo Igrzyska były jedyną pozostałoscią po Snowie i po prostu chcieli to zniszczyć. I im się udało- Odpowiedziała, takim tonem, jakby miała wszystko w nosie.
- Więc co powinnismy zrobić?- Odezwał się w końcu Volt.
- Myslę, że powinnismy ruszyć do Siódemki, a tam będziemy mysleć dalej- Odpowiedziałam jak lew przewodzący stadem.
- Przecież to setki kilometrów stąd- Obruszyła się Sage.
- Twierdzisz, że nie damy rady? Błagam cię, jestesmy piątką trybutów z siedemdziesiątych szóstych Igrzysk Głodowych, co mogłoby nas zatrzymać?- zapytałam, patrząc w jej stronę.

--*--

Hej!
haha, ja zła, potrzymałam was aż do końca rozdziału z poznaniem całej prawdy. Od dzis możecie na mnie mówić Niegodziwa! Ach, wiem, że rodział miał być szybciej, ale kompletnie nie miałam weny, a nie chciałam, by był on wymuszony, a tak myslę, że nawet nie jest najgorszy. Wróciłam tu do retrospekcji, których pomysł podsunęła mi pewna czytelniczka i myslę, że co jakis czas będą się pojawiały, choć nie często. Mogę wam zdradzić, że mam pewien pomysł, który zszokuje tak samo ją jak i was. Pewna tajemnica wyjdzie na jaw. A tak z innej beczki. Własnie zauważyłam, że mam aż 11000 wejsć! Wiem, że może to nie jest zbyt dużo, ale dla mnie taki odzew to naprawdę cos wielkiego! Patrząc na inne moje blogi to tu idzie mi po prostu znakomicie! A tak w ogóle, jesli ktos miałby chęć, poczytać moją książkę, o której wczesniej już wspominałam, to postanowiłam udostępnić pierwszy tom jako bloga- KLIK. A jako ostatnie, namawiam do brania udziału w sądzie znajdującej się w kolumnie!
Do następnego,
Priori ;)


8 komentarzy:

  1. Jej nastepny rozdział... Ciekawie to napisałaś, było kilka wspomnień.. jedno z Fenem <3 jak mogłaś mi go zabić :c no ale chyba będe musiała to przeboleć, chyba że....
    Rozdział genialny i czekam na kolejne

    OdpowiedzUsuń
  2. No i to rozumiem... Wreszcie rozwój wydarzeń!!! Oby tak dalej!

    Weny :)

    OdpowiedzUsuń
  3. Nie chce mi się pisać ambitnego komentarza.
    Super rozdział, jak zwykle.
    Idę spać :D
    Pozdrawiam
    Anastasia
    ferro-igni-dramione.blogspot.com

    OdpowiedzUsuń
  4. Kurde. Wojna między dystryktami to strasznie słabo. A mam pytanie co do 12 dystryktu został odbudowany? ogólnie czekam na więcej jestem ciekawa jak dotrą do 7 :d

    OdpowiedzUsuń
  5. W końcu przeczyta łam rozdział. I zdecydowanie stwierdzam, że jest on cudowny. Powrót do przeszłości był cudownym pomysłem. Strasznie zaciekawiła mnie historia piekarzy, właściwie chciałabym poznać jej zakończenie. Mogę się spodziewać, że ci ludzie zostali zabici, no ale może jakimś cudem przeżyli? :)
    No, ale chyba ta scena nie była podana po to. Scena z Katniss podobała mi się. Charakter kobiety zdecydowanie zachowałaś. I za to cię uwielbiam :3 Jestem ciekawa skąd wzięła się ta kartka, kto ją napisał? Coś mówi mi, że to właśnie Katniss wraca do żywych.
    No i Fen. Jak ja go kocham. No i widać, że nie tylko ja, bo Anee też coś zaczyna czuć, a właściwie było to aż dwa lata temu. Trochę dziwne, że od tego czasu nie spróbowali bycia razem. Ahhh... Coraz bardziej oczekuję ich związku.
    Nieźle wymyśliłaś z tą potomczynią Snowa i rozwaleniem areny. Jestem ciekawa, co wymyślisz dalej. Powiem szczerze, że nie widze w mojej głowie żadnego dalszego scenariusza, wiec z niecierpliwością czekam na twoja wersję dalszych wydarzeń.
    No i oczywiście kończysz w nieprzyjemnym momencie, urywasz w środku. No po prostu cudownie. :) Teraz będę żyć w niepewności. :3
    Czekam na nowy rozdział <3
    Życzę weny i pomysłów.
    No i na nowy blog postaram też się wpaść.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. PS. Nie wiem, czy zauważyłaś, czy nie ale zwiastun już jest gotowy: https://www.youtube.com/watch?v=tJuknXwPz5I

      Usuń
  6. Rozdział jak zwykle fenomenalny ! Kurde czekam na następny rozdział <3
    Layls

    OdpowiedzUsuń
  7. Komentuję nie po kolei, ale biorę się za nadrabianie ;)

    OdpowiedzUsuń