piątek, 31 lipca 2015

XX

~~On ich nienawidzi~~

- Anee, co ty tu robisz?- usłyszałam za sobą znajomy głos.- Wylądowaliśmy już. Czekają na nas z kamerami.
Och, jak ja nienawidziłam tego głosu.
Dopiero teraz zdałam sobie sprawę, że przez jakąś godzinę, albo dwie siedziałam po turecku naprzeciwko klatki, tępo wpatrując się w Aliasa. Cały czas przetwarzałam sobie wszystko w głowie. Niby wiedziałam już, czyj plemnik przyłożył się do mojego stworzenia, ale fakt, że nie należał on do Peety Mellarka, po prostu mną wstrząsnął. Wcale nie sprawiało to, że przestałam wspominać go jak mojego ojca, ani dziecięcym uczuciem go kochać. Była po prostu zła. Strasznie zła. Nie tyle za siebie, co za Peete. On był taki dobry. Moja matka była suką, skoro była go w stanie tak długo oszukiwać i nawet w chwili śmierci pozwolić umrzeć w kłamstwie. To było strasznie. Kochał mnie dużo bardziej niż nawet swojego biologicznego syna, a tymczasem nie było między nami żadnego pokrewieństwa DNA. Chociaż, jak znałam Peetę, nawet gdyby o tym wiedział, to by mnie kochał jak córkę. Bo on był po prostu dobry.
Alias spoglądał na mnie z czystym rozbawieniem, połączonym z ironią. To zabrzmi, jakbym oszalała, ale ja wiem, że on już wie, że ja własnie dowiedziałam się tego, co on wiedział już dawno. No właśnie, mówiłam, że to tak zabrzmi. Ale w sumie, to teraz mam na to wszystko wylane. Niech się dzieje co chce. Czy ja nie mam prawa oszaleć po tym, co w ogóle się wokół mnie dzieje? Mam ich wszystkich w nosie. Niech robią z siebie niezłomnych bohaterów wojennych, ale ja przynajmniej jestem prawdziwa. Nie jestem ani bohaterką, a już tym bardziej nie jestem niezłomna. Szczerze mówiąc, gdy się człowiek zastanowi poważnie nad tym całym szajsem, dochodzi do wniosku, że postawa ludzi takich jak Haymitch jest bardzo mądrą postawą.
Teraz, gdy wyjdę z tego poduszkowca, czeka na mnie stado hien z aparatami fotograficznymi, próbując zrobić ze mnie wielkiego bohatera, krajowego celebrytę. Oczywiście, tylko potem, żeby później zaglądać przez mysie dziury do każdego zakątka mojego życia i z powrotem zmieszać mnie z błotem. Haymitch widać chciał sobie tego wszystkiego oszczędzić i z miejsca zajął się ostatnim punktem ich planu.
I według mnie zrobił mądrze.
- Mógłbyś sobie darować, tato- odparłam chłodno, niczym królowa śniegu, tylko czekając na wyraz zszokowania na twarzy Finnicka. No i się doczekałam. To był bezcenny widok. Miałam chęć się jeszcze troszkę nad nim po pastwić, ale uznałam, że mądrzej będzie, jeśli najpierw dowiem się prawdy, a potem dojdę do prób psychicznej przemocy.
- Co? Skąd ty...? Ty!- ostatnie słowo Finnick wręcz wrzasnął, wskazując palcem na młodego Crane'a.- Ty mały szczurze! Mówiłem, że trzeba było zabić cię już wcześniej! Ale nie, oni znaleźli dla ciebie inne zadanie. 
- Przestań na niego wrzeszczeć! I tak bym się w końcu dowiedziała- wrzasnęłam Odairowi prosto w twarz.- A właśnie, kiedy zamierzałeś mi to powiedzieć?
- Ja... nie wiem- odparł zawstydzony Finnick, uparcie wpatrując się w podłogę.
I nagle trybiki w mojej głowie jakby znów przyspieszyły, a ja, zaczęłam składać wszystko w fakty. Jak mogłam być tak głupia i nie domyślić się wcześniej?
- Urodziłam się siedem miesięcy po stłumieniu Rebelii Kosogłosa. Mówili, że urodziłam się w siódmym miesiącu i że byłam wcześniakiem. Ale moja waga i wzrost się zgadzały. Nikogo to jednak nie dziwiło i mimo to uznano mnie za wcześniaka. Ale ja nie byłam wcześniakiem. Dwa miesiące przed stłumieniem Rebelii, moja mama oraz kilku innym wyciągniętych z Areny Siedemdziesiątych Piątych Igrzysk ukrywało się w Trzynastce. W ty również Ty. Ale mój ojciec, tak samo, jak Annie Cresta byli wtedy w Kapitolu. To było wtedy, prawa? Wtedy się ze sobą przespaliście?
Teraz, kiedy to mówiłam, ta cała układanka zrobiła się tak banalnie prosta. Ale ja nigdy nie byłam jakoś super inteligentna. Fen rozwikłałby tę zagadkę w dwa dni. Nie znałam go dobrze, ale z tego, co wiedziałam, odznaczał się dużym intelektem. I łatwością do wpadania w szaleństwo po swojej matce. A co, jeśli syn Finnicka już na to wpadł? A co jeśli siedząc tam w swojej celi i nie mając ze sobą nic, oprócz swoich myśli, Fen rozwikłał tę intrygę już dawno? Może tę jego wziętą nie wiadomo skąd wściekłość rozładuje fakt, że jest moim bratem?
- To... to nie jest tak proste, jak ci się wydaje, Anee. Jesteś młoda, nie wiesz jeszcze jak to jest...
- Ja jestem młoda? Moja mama zaszła z tobą w ciąże, kiedy miała siedemnaście lat. A to znaczy, że jestem już starsza od niej wtedy.
- Ale nie dojrzalsza, Anee. Uwierz mi, to, co ty przeżyłaś, w porównaniu z tym, co przeżyła twoja matka, to praktycznie nic. O ciebie przynajmniej dbali rodzice, a twój brat też nigdy nie potrzebował ciebie w postaci całodobowej niańki. Twoja mama straciła ojca, jak była jeszcze młoda, a jej matka oszalała. Została sama z siostrą, którą musiała wyżywić i widmem Igrzysk. I przypominam ci, że wtedy Igrzyska były czymś zupełnie innym, niż były teraz. Teraz na Igrzyskach byliście w stanie kombinować, wiedzieliście, że śmierć nie jest nieunikniona, bo to wszystko można powstrzymać. Wtedy tak nie było. Wtedy nawet nikt nie wyobrażał sobie, że Snowowi można by się przeciwstawić. Gdy na Igrzyska szedł ktoś z dalszych, biedniejszych dystryktów, to nawet nie miał nadziei na to, że przeżyje, już nie mówiąc o tym, że nigdy w życiu nikt by nie pomyślał, by się zbuntować lub próbować coś zmieniać. wiem, bo sam to przeżyłem. To prawda, że byłem wtedy jeszcze młodszym szczawikiem, który miał się za pana świata, ale jednak byłem najmłodszym zwycięzcą. 
Każdy  z nas, ja i twoja mama, przeżyliśmy coś na swój sposób. Ja piekła doznałem dopiero po Igrzyskach, kiedy to musiałem się oddawać w wieku czternastu lat jakimś bogatym kapitolankom, które mogłyby być moimi matkami, bo Snow miał w garści moją rodzinę. Twoja matka przeżywała jednak piekło całe swoje życie. Najpierw śmierć ojca, samotne utrzymywanie młodszej siostry, potem Igrzyska, na których była zmuszana do udawania miłości do chłopaka, którego prawie nie znała. Ale i tak go z czasem pokochała, mimo iż zdała sobie z tego sprawę dopiero, gdy pojmał go Kapitol. Znasz zresztą historię twojej matki, więc naświetlę ci tylko moment. Wtedy, w Trzynastce, oboje zbzikowaliśmy. Twoja mama przechodziła załamanie nerwowe z powodu Peety, a ja zacząłem odchodzić od zmysłów i zamykać się w sobie przez Annie. Potrafiliśmy w sumie otworzyć się tylko przed sobą nawzajem, bo nie było nikogo innego, kto by nas zrozumiał.
Kiedyś zobaczyliśmy jedną z propagandowych wiadomości Snowa, na której Peeta siedział obok niego na krześle. Był wtedy chudy i wyglądał jak śmierć. Za jego plecami stała Annie. Wyglądała dokładnie tak samo strasznie. Oboje wiedzieliśmy, że Snow zrobił to specjalnie, żeby nas obu złamać i w jakimś stopniu mu się udało. W trakcie tych właśnie wiadomości Peeta niespodziewanie ostrzegł nas przed bombardowaniem trzynastki. To złamało nas jeszcze bardziej, bo wiedzieliśmy, co Snow z nimi za to zrobi. Ale jednak szybko zawiadomiliśmy prezydent Coin i zaczęła się ewakuacja. Nie wiem, czy ktoś ci to kiedyś opowiadał, ale twoja mama w czasie ewakuacji widząc łzy w oczach twojej ciotki Primrose wróciła specjalnie po kota. Gdy jednak wracała, były to dosłownie ostatnie sekundy i wszystkie komory już się zamykały, więc weszła do najbliższej. Do mojej, w której siedziałem sam, bo starsze małżeństwo do niej nie doszło. W tej komorze siedzieliśmy więc tylko ja, twoja mama, ten obrzydliwy kot Jaskier i nasze przerażenie otulone w ciemność. Po prostu potrzebowaliśmy czyjejś bliskości. 
No i właśnie tak to się stało. Więc lepiej mnie nie osądzaj Anee, skoro nie znasz nawet całej historii. Gdyby tobie się to zdarzyło, zrobiłabyś to samo, bo z charakteru jesteś wykapaną Katniss.
- Wzruszająca opera mydlana- zironizował Alias, chrząkając głośno.- Właśnie się zaczynałem żałować, że przegapiłem tyle odcinków Miłości w Kapitolu, ale jak tak sobie was słucham, to dochodzę do wniosku, że zapewniliście mi seans dużo lepszy od tej szmiry.
Oboje z Finnickiem kompletnie zignorowaliśmy Aliasa. To, jak bardzo stał się obojętny chyba było mu nie w smak, bo zrobił minę jak naburmuszone dziecko. W sumie, jak się teraz zastanowię, to zachowuje się kompletnie inaczej niż jak się poznaliśmy. Jakby zdjął, lub założył maskę zupełnie innego człowieka.
- Masz rację, może i nie było ci łatwo, ale to nie wytłumacza tego, że tak długo mnie oszukiwaliście. Ale wybaczam ci. Mam teraz na głowie większe problemy niż ciebie. Chociażby, żeby zostać anonimową w tłumie bohaterów wojennych.
- Co?- zapytali równocześnie Alias z Finnickiem.
-Ach, nieważne- westchnęłam i ruszyłam do wyjścia.

Nie myliłam się ani trochę. Tuż po wyjściu oślepiły mnie flesze aparatów a wodospad głosów spłynął na mnie niespodziewanie.
Od razu wolałam postawić sprawy jasno. Miałam swój plan. Finnick, Alias i cała reszta załogi włącznie ze mną dostała od Enobarii wytyczne.  " Macie być idealni. Ci marsjanie, czy skąd oni tam są, mają uwierzyć, że potrafimy żyć bez wojen i w weteranach nie zostało już nic z wojny. Macie być słodcy i mili dla wszystkich. Macie być po prostu medialną wizją ludzi idealnych i godnych zaufania, rozumiecie?". Ja nie zrozumiałam. Nie chciałam być medialna. Finnick swego czasu był medialny. Enobaria była medialna, choć nie idealna. Moi rodzice byli medialni i idealni. I żadne z nich nie skończyło przecież najlepiej.Nie chcę być medialna i już. Poza tym, ja prędzej zaufałabym osobie trzymającej się z daleka od kamer, niż jakiemuś taniemu klonowi Caesara Flickermana.
Te reporterskie hieny rzuciły się na nas ze wszystkich stron. Zadawali pytania różnorakie, zaczynając od: "Jakie były twoje kontakty z rodzicami?", a kończąc na: "Jakie to dla ciebie było, zabić człowieka na Igrzyskach?". Finnick i inni reprezentanci z wielkimi uśmiechami na ustach, niczym tresowane pieski odpowiadały na prawie każde pytanie. Czułam, że zaraz zwymiotuję, gdy na to patrzyłam. Wiedziałam, że Enobaria chce dobrze, tak nas instruując, ale oni naprawdę zachowywali się, jakby byli jaj bezwolnymi marionetkami.  
Tylko ja i, o dziwo, Bove (który czasem bywał szalenie medialny) staliśmy ze spuszczonymi głowami niczym kołki, nie mając ochoty odpowiadać na żadne pytanie.
- Chyba chcą jakiegoś show- szepnęłam szeptem w stronę Bove'a.
- Wiem- odparł mi.- I będą je mieli.
- Bove, co ty planujesz?- syknęłam.
- Zobaczysz...
Zaczęłam się bać. Bove zawsze był pacyfistą, co wydawało mi się strasznie głupie, zważając na to, co się wtedy wokoło nas działo. Teraz było jednak tak, jakby w końcu zerwał się ze smyczy. W jego oczach zauważyłam głęboką wściekłość. On ich nienawidzi. Nienawidzi tego, że chcą zrobić z niego tresowanego pudla. Nienawidzi tego, że jego brudy będą wywlekane na wierzch i karcone, bohaterskie czyny ujawniane i podziwiane, a bóle wyciągane z niego siłą i opłakiwane. Teraz wiem, że mam w nim sojusznika. Chociaż chyba w tym punkcie widzenia trochę się ze sobą różnimy. Ja mam zamiar zostać anonimowa tak długo, jak tylko zdołam, ale Bove... Bove chce im wszystkim pokazać, że nie jesteśmy wcale tak idealni, jak ci Obcy twierdzą.
I dobrze. Nikt nie jest przecież idealny. A szkoda, bo mnie bardzo mało brakuje.
W końcu przez cały tłum reporterów przedarł się niewysoki, owłosiony mężczyzna w, o dziwo, zwykłym, czarnym garniturze. Miał bujne wąsy, zakrywające prawie całą górną wargę, ta bujność nie okazywała się jednak na łysiejącej głowie. Jego oczy były mętne, jakby naprawdę nie miał siły walczyć z reporterami.  
- Witajcie, wiem, że to nie najlepsze powitanie, ale na powitania przyjdzie pora, kiedy w końcu się stąd wyrwiemy- wykrzyczał, zagłuszając ludzi wokół nas, po czym szarpnął Finnicka za nadargstek, byśmy za nim szli. 
Reporterzy odczepili się od nas dopiero, gdy weszliśmy na prywatny teren jakiegoś wysokiego na około piętnaście pięter budynku.
- Nazywam się Jerome, przez pierwsze dni będę wam pomagał się odnaleźć w naszym nowym, lepszym świecie. Wiecie, tłumaczył nowe prawa, zaprowadzał w poszczególne miejsca, tłumaczył wam rzeczy, których nie rozumiecie.
Finnick otworzył już usta, by również się przedstawić, ale Jerome przerwał mu z gwałtownym uśmiechem.
- Ależ nie, panie Odair, nie musi się pan przedstawiać. Reszta też nie. Wiem doskonale jak się nazywacie. To jest w moim obowiązku. Lepiej się ruszmy. Te hieny zaraz nas znajdą, a podejrzewam, że po tak długiej podróży pewnie jesteście zmęczeni. Zaprowadzę was do waszych pokoi, a jutro rano  przyjdę po was. Francis, nasz przywódca, bardzo życzy sobie was naszej cotygodniowej radzie. A jego żona Beatrice aż nie może się doczekać, żeby was poznać.
- Będziemy mieszkać tu?- zapytał wysoki, ciemnoskóry chłopak, wskazując na budynek przed nami. O ile się nie mylę, nazywał się Linuus.
- Tak.
- Ale to przecież Budynek Trybutów- zauważył nagle Bove, a ja dopiero teraz zdałam sobie z tego sprawę. To tu, na Trzynastym piętrze spędziliśmy ostatnie dni przed Igrzyskami.
- Nie, to był Budynek Trybutów. Ale został przerobiony na pięciogwiazdkowy hotel. Uwierzcie mi, że naprawdę nie będziecie mieli na co się skarżyć- odrzekł i całą grupą ruszyliśmy do wielkiej windy. 
Zaczęło mnie to wszystko zastanawiać. Nie minął miesiąc, od kiedy przejęli władzę w Kapitolu, a już zdążyli odbudować miasto na tyle, że nie było już prawie widać śladów wojny i jeszcze do tego ulepszyć ten hotel. Może to są jacyś superbohaterowie? Och, tak, Panem właśnie takich superbohaterów ostatnio brakowało tu najbardziej.
Jerome wydawał się godny zaufania, choć z doświadczenia wiedziałam, że jeśli ktoś wydaje się być zaufanym człowiekiem, to trzeba od niego wszelkie tajemnice trzymać z daleka.
Wyszliśmy jako ostatni, na Trzyastym piętrze budynku z windy i od razu znajdując się w naszym dawnym apartamencie. Był podobny do tamtego apartamentu, którego pamiętałam z Igrzysk, chociaż dużo bardziej kolorowy i mniej nowocześnie umeblowany.
- No to zostawiam was. Wyśpijcie się, bo jutro czeka was bardzo aktywny dzień- powiedział Jerome.- Dobranoc- zdążył jeszcze rzec, zanim winda się zamknęła.
- Oni sobie chyba jaja robią- wyszeptał Bove, patrząc ze strachem na nasz dawny apartament trybutów.

--*--

Łooo! W końcu wyrodna autorka coś napisała.
Miałam dodać rozdział wcześniej, ale jakoś nie mogłam się zmusić do pisania. Teraz jednak z samozadowoleniem, że ten rozdział jest o niebo lepszy od poprzednich pięciu, które według mnie były kompletnie beznadziejne. Dla wszystkich fanów Volta, ogłaszam, że prawdopodobnie nie pojawi się już w tym opowiadaniu, za to jako dobrą wiadomość, mogę rzec, że już niedługo wróci do nas Fen!
Wiem, że w tym rozdziale was nie zadziwiłam, ale uwierzcie mi, że na następny rozdział, szykuję taką intrygę, że żadne z was z pewnością się tego nie będzie spodziewać. 
Chciałam też zaznaczyć, że 10 sierpnia mój blog będzie obchodzi rok! Niestety, jetem tak wyrodną matką, że nie mogę uczcić tego kolejną natką, ponieważ będę wtedy na koloni siatkówkowo-angielskiej w suwałkach i raczej nie będę miała tam wi-fi, a nawet jak będę, to pisanie na moim samsungu galaxy s3 mini, to nie najlepszy pomysł.
Tak więc następny, urodzinowy rozdział pojawi się  14 sierpnia wraz z rocznym podsumowaniem bloga!
Niechaj moc będzie z wami, kochani,
Anayka ;)

7 komentarzy:

  1. Czyżby pierwsza? No dobra, to tak: że tak to ujmę "nudnawo" ale po tym co napisalas apropo następnego, to chyba nawet dobrze. Cisza przed burzą jest zawsze dobra. ;)
    ~ Aila

    OdpowiedzUsuń
  2. Cudnie, już nie moge się doczekać. Życze weny na kolejne rozdziały i miłej zabawy na obozie.

    OdpowiedzUsuń
  3. Cudnie, już nie moge się doczekać. Życze weny na kolejne rozdziały i miłej zabawy na obozie.

    OdpowiedzUsuń
  4. Cudnie, już nie moge się doczekać. Życze weny na kolejne rozdziały i miłej zabawy na obozie.

    OdpowiedzUsuń
  5. Cooo??!! Nie będzie Volta?! Chyba tego nie przeżyję :'(:'(:'(:'(:'(:'(:'(:'(:'(:'(:'(:'(:'(:'(:'(:'(:'(:'(:'(
    BARDZO mnie zaskoczyłaś tym, że Anee jest córką Finnicka. Czyli też siostrą Fena.
    Trudno mi w to uwierzyć. To takie...nierealne.
    A i nie napisałam (przez wiadomość, że raczej już nie będzie Volta), że rozdział jest CUDOWNY.
    Życzę duużo weny i dobrej zabawy na wyjeździe :)

    OdpowiedzUsuń
  6. Moje przypuszczenia się potwierdziły.
    No tak. Ale skoro Anee jest córką Finnicka, to jednocześnie również siostrą Fena, a to oznacza... ech. No nic. :D

    Prawdziwa Katniss nie dałaby się wrobić w dziecko, tak mi się przynajmniej wydaje. Bo to twarda babka była. :D Ale nie przeszkadza mi to, że zmieniłaś trochę naszego Kosogłosa, wręcz przeciwnie. Wprowadziłaś do opowiadania świeżość, a przede wszystkim ciekawy wątek.

    Bum, bum. Nie będzie Volta. Jakoś mi nie jest szczególnie przykro. Ale w takim razie brakuje mi kolejnej, interesującej postaci, bo wiesz... Tak, tak. Jestem zwolenniczką wątków miłosnych. A Fen z automatu odpada. Chyba, że nasz poratujesz i okaże się, że Fen jest synem Peety, czy coś. xD
    Pozdrawiam gorąco, http://www.w-popiolach-igrzysk.blogspot.com/

    OdpowiedzUsuń
  7. Ej Pls co ty wymyśliłaś z tym Finnickiem XD
    Nie mogę tego ogarnąć, ani trochę... Katniss miałabym zdradzić i udawać, ze to dziecko Peety? W kosoglosie była tak bardzo uczuciowa.......
    Serio XD
    Zepsułaś wszystko z Voltem.......
    Może zaraz sie okaże, ze Anee jest w ciąży w Voltem, ale powie, ze to dziecko Fena jej brata XD patola trochę

    OdpowiedzUsuń