~~To ja z nas dwóch jestem wojowniczką~~
-Koniec tego, koniec...- powtarzałam sobie przyglądając się płonącej chacie. Coś we mnie pękło, ale nie tak, jak przy pierwszym zabójstwie, zdradzie Fena czy śmierci matki. Tamto mnie osłabiło, ale to... to mnie wzmocniło. Czułam się silna, nowa, jakbym wypiła jedną z tych kapitolańskich mikstur dodających energii. Pójdę do Siódemki, w drodze znajdę plan i zakończę te wojnę, by móc w spokoju odpłynąć za Morze Panemskie.
Odwróciłam się mechanicznie, jak droid w stronę Deena. Chłopak jakby skurczył się pod moim wzrokiem. Bał się mnie. Ten tchórz się mnie bał. "Mała Głoskułka" jak on to nazwał. Bał się"Małej Głoskułki". Żałosne.
Zadziałał impuls, nad którym nie miałam zamiaru panować. Podeszłam do przestraszonego chłopaka, a moja pięść wymierzyła szczątkową sprawiedliwość, wbijając się w jego kość policzkową. Chłopak aż upadł na ziemię,a z jego nosa popłynęła krew. Spojrzał na mnie przestraszony, trzymając się za płonący bólem policzek.
- Co ty robisz, wariatko?!- Krzyknął, wyraźnie zbyt dynamicznie, co było oznaką jego strachu. Uśmiechnęłam się pod nosem.
- To za moją nogę!- wrzasnęłam i kopnęłam leżącego chłopaka z całej siły w brzuch. Deen aż podskoczył pod wpływem jej kopnięcia, nie miał jednak siły krzyczeć, zakrztusił się powietrzem.
- To, za Sage!- nie miała nigdy wątpliwości, że ranę na ręku Sage zrobił właśnie Deen. Kolejny raz jej ciężki but spotkał się z umięśnionym brzuchem chłopaka. Znów podskoczył, jednak tym razem się nie zakrztusił, popluł krwią na ziemię, co wywołało mój uśmiech.
- A to- podniosłam nogę jeszcze wyżej- za Volta- ten kopniak był najsilniejszy. Tym razem Deen nie wrócił na czworaka. padł na ziemię, na bok i zaczął pluć krwią toczącą mu się z ust. Wiedziałam, że nie umrze od tego. Niestety. Ale uznałam, że na świecie są gorsze rzeczy niż śmierć.
Chciałam wymierzyć jeszcze jednego kopniaka, ale ktoś złapał mnie od tyłu.
- Anee, starczy! Starczy!- uspokajał mnie cały osolony Bove.- Zabijesz go. Nie jest tego wart!
Wyrwałam się bratu i wytarłam kurtkę z brudu jaki zostawił na niej uścisk mojego brata. Miał rację. Nie był tego wart. Uniosłam się honorem i rzuciłam chłopakowi jedynie wyniosłe spojrzenie.
- Masz rację- przyznałam bratu, po czym odwróciłam się do Sage i Jeeve.- Posłuchajcie mnie wszyscy. Od teraz ruszamy do Siódemki i nie mam zamiaru schodzić z kursu nawet na sekundę. Nie będzie niepotrzebnego zatrzymywania się, a postoje będą tylko na noc i żadnych więcej przerw. Tym szybciej trafimy do Siódemki, tym lepiej- Spojrzałam ukradkowo na Deena.- I jeszcze jedno. To ścierwo z nami nie idzie. Zostaje tu i niech radzi sobie sam. Niech nikt nie waży się nawet mu pomóc, zrozumiano?
- Nie będziesz mi rozkazywać, ździro- powiedziała Jeeve, próbując zbliżyć się do Deena, by mu pomóc.
Złapałam ją za kołnierze kombinezonu.
- Słuchaj mnie, nie pozwalam ci tak do mnie mówić, rozumiesz? Nie chcesz się mnie słuchać? Dobrze, zostań tu z nim i czekaj aż wrócą tu na zwiady ci z Kapitolu. Nie interesuje mnie, czy będą cię torturować czy nie- odpowiedziałam. To było dziwne uczucie. Czułam się jak prawdziwy alfa w tym...stadzie? Jakby punkty mojej charyzmy i agresji według kapitolańskich rankingów podskoczyły nagle jak rtęć w termometrze w czasie gorączki.
- Ja tu rządzę, ja jestem przywódcą tego stada- mówił cichy głos mej podświadomości, która, jakby dopiero teraz została uwolniona z łańcuchów. Dopiero teraz czułam się w pełni wolna.
- A kto cię obwołał wodzem, co?- zapytała sarkastycznie dziewczyna. Była zbyt pewna siebie i zarozumiała.
Trzeba to zmienić.
- Jestem córką Kosogłosa, całe moje życie musiałam walczyć o przeżycie w Trzynastce, kiedy ty bawiłaś się wojowniczkę w jakimś śmiesznym ośrodku treningowym w Jedynce. To ja z nas dwóch jestem wojowniczką, nie ty. Ty jesteś tak samo sztuczna jak wszystkie słowa prezydenta Snowa. Nie ma w tobie nic z wojowniczki. To, co myślisz, że jest odwagą, jest po prostu wiedzą. Znasz sytuacje i wiesz jak się w nich bronić. To nie odwaga. W przeciwieństwie do mnie, Sage czy Bove'a, którzy nie wiedzieliśmy jak się bronić, ani co nas czeka. Wypucowany, pomalowany nauczyciel nie uczył nas każdego pojedynczego ruchu, tak jak ciebie. Więc jeśli nie masz nic mądrego do powiedzenia, to po prostu się zamknij.
Wszystkich zamurowało. Nie wiedzieli, co powiedzieć. Nawet Deen zamilkł. I ja też. Powiedziałam w końcu to, co leżało mi na sercu. Odblokowałam kolejną część swojego mózgu. Nie byłam już tą spokojną, cichą, stroniącą od przemocy dziewczyną. Nigdy nią nie byłam. Tak naprawdę od początku byłam cichą wodą, która brzegi rwie.
***
Kolejne dni przechodziły normalnie. Atmosfera nie była już taka jak dawniej. Wszyscy byli bardziej napięci. Zdarzało się dużo kłótni, głównie między mną, a Jeeve. Mimo iż konfliktów było więcej, poruszaliśmy się szybciej. Cały czas jednak znajdowaliśmy się na leśnych łącznych pustkowiach za Areną.
Pierwszego dnia po mojej bójce z Deenem, wszyscy wstaliśmy bardzo wcześnie. Tym razem wybraliśmy się całą grupką na Arenę. Udało nam się naleźć trzy pobrudzone gruzem i pyłem skalnym plecaki, które w aż po brzegi wypełniliśmy lekami, maściami, jedzeniem, piciem i różnymi przydatnymi rzeczami, jakie znaleźliśmy na Arenie. Cały ten czas chodziłam struta. Arena przypominała mi o rozmowie, którą odbyłam z Voltem. O jego historii z prądem i delikatnych drażnień. Nie dawałam po sobie jednak tego poznać. Musiałam być silna, jeśli miałam utrzymać tę grupę razem. Dzisiejszego dnia przypomniało mi się to, co powiedział mi kiedyś tata: nawet, jeśli twoje serce krwawi każąc i będąc stanowczym wobec tych, których kochasz, jeśli jesteś przywódcą, musisz to robić, bowiem bez silnego przywódcy, nie przetrwa żadna grupa.
Kolejnego dnia byliśmy już w drodze. Szliśmy, nie zatrzymując się prawie wcale, ewentualnie, gdy ktoś chciał pójść tam, gdzie król chodzi piechotą. Mieliśmy tylko jedną dłuższą przerwę po południu, by coś zjeść. Tego dnia usłyszałam wiele plotek. Ku mojemu przestraszeniu Bove zaczął dużo rozmawiać z Jeeve i to właśnie oni wymieniali ze sobą najgorętsze plotki. Miałam wrażenie, że Jeeve po prostu taka jest, ale Bove robi to tylko po to, żeby oderwać się od rzeczywistości.
- I pamiętasz Ceasara, który prowadził nasze wywiady?- zapytała Jeeve mojego brata, myśląc, że nikt ich nie słyszy.
- No pewnie.
- I wiesz, że on ostatnim razem wziął ślub z taką ładną, młodą aktorką Seeą Fyronness i okazuje się, że ona zaszła w ciąże, a Ceasar jest bezpłodny!
Przez kolejne kilka minut słyszałam śmiech Bove'a i Jeeve oraz niedowierzanie mojego brata. Trochę brakowało mi towarzystwa w tej grupie. Ale, mój ukochany wujek Haymitch, którego tak naprawdę kochałam dużo bardziej od matki powiedział mi kiedyś: Jeśli ludzie od ciebie stronią i oddalają się od ciebie przyjaciele, to oznacza, że twoja potęga wzrasta.
Dzień trzeci nie był najłatwiejszy. Wszyscy byliśmy niewyspani i zmęczeni. W nocy słyszeliśmy w lesie dziwne szelesty i musieliśmy wystawić kogoś na straż. Poza tym, nasze stopy nie były w najlepszym stanie. Najgorzej było jednak z Sage, która już naprawdę nie miła siły. Każda grupa jest tak silna, jak jej najsłabsze ogniwo- powiedziała mi kiedyś Enobaria podczas jednego z treningów.
A jeśli wchodzimy w temat Enobarii, bardzo dużo ostatnio o wszystkich myślałam, jednak gdy myślałam o Enobarii, naprawdę nie mogłam znaleźć żadnej logicznej odpowiedzi na pytanie: gdzie ona może być.
I nagle zaczęła majaczyć przed nami jakaś wielka budowla. Na początku nie mieliśmy pojęcia, co to i baliśmy się, że poszliśmy w stronę Kapitolu, zamiast w stronę Dystryktów. Po chwili jednak zobaczyłam, co to takiego.
- Mur- szepnęłam.- Mur, to jest mur! Do granica jakiegoś Dystryktu!- powiedziałam już głośniej. Cała aż grzmiałam od szczęścia. Po tylu dniach na odludziu, zarówno na Arenie jak i poza nią w końcu mieliśmy przed sobą jakąś cywilizacje. Przyspieszyliśmy kroku. W końcu jacyś inni ludzie. Może przyjmą nas otwarcie.
- W końcu gdzieś dochodzimy!- ucieszył się Bove.
Jednak, wszyscy od razu straciliśmy nasz entuzjazm, gdy, uświadomiliśmy sobie nasze położenie, a w sumie, zrobiła do Jeeve.
- Przestańcie się tak cieszyć- powiedziała, spoglądając wysoko na mur.- Jesteśmy w ciemnej dupie.
- O czym ty mówisz?- zdziwiła się Sage.
- O tym, że wszystkie dystrykty są owładnięte wojną. Myślicie, że jak podejdziemy do bramek granicznych, to przywitają nas z uśmiechem i wpuszczą do środka?
- Ona ma rację- przyznałam, i przysięgłam sobie, że drugi raz tego nie powtórzę.- Nie wpuszczą nas.
- Więc mamy tu zostać? Żeby przejść do Siódemki, trzeba przejść przez Dwójkę- zabłysnął inteligencją Bove.
- Może...zrobimy podkop?- zaproponowała Sage, ale jej mogłam wybaczyć głupotę. Ma w końcu dopiero czternaście lat.
- Podkop? Serio? Ty naprawdę jesteś głupia- przyczepiła się Jeeve.- Te mury wrastają w ziemię pewnie minimum dziesięcioma metrami.
- Dobra, może i głupi pomysł- przyznała Sage.
- Myślę, że zrobimy tak- zaczęłam, jak prawdziwa przywódczyni. Przez chwilę poczułam się jak swoja matka, ale szybko odepchnęłam od siebie tę myśl.- Podzielmy się na dwie grupy i obejdźmy ten mur. Poszukajmy jakiejś wyrwy, czy czegoś. W końcu każdy mur, w każdym dystrykcie ma jakieś słabe strony. W Trzynastce przecież była dziura za plakatem wyborczym Snowa. Może tu też coś będzie.
- Jak sobie chcesz- odpowiedziała zrezygnowana Jeeve.
- Chcę- odpowiedziałam tonem, który miał dać jej do zrozumienia, że ja tu jestem władcą.- Bove, idziesz ze mną, Jeeve, ty z Sage.
Nie powiem, że nie rozdzieliłam nas tak specjalnie. Dziwna zażyłość Jeeve i Bove'a od dawna rzucała mi się w oczy, i nie pozwolę jej się rozwijać. Nikt nie kłócił się z moim zdaniem. Zrobili to, o co ich prosiłam.
Ja z Bove'em mieliśmy przejrzeć wschodni odcinek muru, Jeeve i Sage, zachodni. Nie trwało wiec długo, aż straciliśmy siebie nawzajem z oczu.
Szłam obok Bove'a w milczeniu. Wydawało mi się, że patrzy na mnie wyjątkowo podejrzliwie, co mi się nie podobało. Starałam się skupić na ogromnym, szarym murze rozciągającym się po mojej prawej. Szybko jednak doszłam do wniosku, że nie zobaczę w nim nic innego, jak kamienie.
- Kochałaś go?- usłyszałam nagle ściszony głos Bove'a, tak, jakby to nie on, lecz jego podświadomość zadała to pytanie.
- Co proszę?- odpowiedziałam pytaniem na pytanie. Nie wiedziałam nawet o co pyta, bo jeśli o to, o czym pomyślałam...
- Volta. Zapytałem, czy kochałaś Volta- odpowiedział, a mnie zamurowało. Poczułam się, jakby ktoś wbił mi w serce ząbkowany sztylet i zaczął nim powoli przekręcać.
Nie po to przez te dni starałam się zapomnieć zarówno imienia, jak i tego, kto się pod nim kryje, żeby teraz odpowiadać, na pytania związane z nim, których sama nie potrafiłam zdefiniować.
- Bove, ja nie chcę o tym mówić- starałam się uciąć ten temat w zarodku, ale znałam mojego brata na tyle dobrze, żeby po jego minie i zapędach do rozmów o emocjach, wiedzieć, że nie odpuści.
- Anee, to, że próbujesz o nim zapomnieć, nie jest żadnym rozwiązaniem. On nie chciałby, żebyś o nim zapomniała. A czy ty chciałabyś, bym, gdyby kiedyś zdarzyło ci się zginąć, o tobie zapomniał?- zapytał, a ja dopiero teraz zdałam sobie sprawę ze swojej głupoty.
- Ty...masz rację. Nie powinnam. Ale nie umiem inaczej. Boli mnie świadomość, że w ciągu kilku dni straciłam i najlepszego przyjaciela z dzieciństwa i...jego.
- Ty go kochałaś, prawda?- Bove jakby stepował po moich wnętrznościach i mózgu, butami zrobionymi z rozżarzonego węgla.
- Nie wiem, co do niego czułam, Bove, ale wiem...- I nagle, jak wybawienie zobaczyłam obok nas kawałek muru, w którym widać było wysoką, wąską dziurę, przez którą ciężko byłoby przejść bez wciągania brzucha. To było jak ratunek od trudnego tematu.-Zobacz, Bove- wskazałam palcem na dziurę.
- Wracamy po Jeeve i Sage?- zapytał Bove.
- Nie, myślę, że powinniśmy najpierw sprawdzić, dokąd ta dziura prowadzi. Jeśli wleziemy prosto w paszczę lwa, będzie miał nas kto szukać-odparłam, ciesząc się, że Bove nie wymaga już ode mnie odpowiedzi na problematyczne pytanie.
- Tak, myślę, że masz rację- odparł Bove.- To kto pierwszy? Mogę ja?
- A idź pierwszy jak chcesz.
Już po chwili ja również tuż za bratem weszłam do dziury. Była bardzo wąska, a pomiędzy ściankami znajdował się drut, co nie pomagało, bo co chwila zaczepiałam kombinezonem o jego wystające części. Gdy jednak byłam już prawie przy jej końcu, a Bove wyszedł już na powierzchnię, usłyszałam jego krzyk.
- Anee, wracaj, już!
Przeraziło mnie to. Od razu zaczęłam się obwiniać o to, że puściłam go przodem. Ale ja też nie mogłam już uciec, byłam za daleko drugiej strony, a poruszałam się bardzo wolno. Złapałoby mnie, lub złapał ten, kto złapał Bove'a. Poza tym, nie mogłam tam zostawić mojego brata. Z wyrazem dezorientacji na twarzy, przebrnęłam przez resztę wyłomu i upadłam na ziemię. Kiedy spojrzałam w górę zobaczyłam, że zarówno w moją, jak i w Bove'a głowę wycelowane jest minimum dwanaście spluw. przełknęłam ślinę, patrząc na nieznajome twarze agresorów. I nagle tłum zaczął się rozstępować, a ja zaczęłam słyszeć znajomy głos.
- Odsunąć się, pokazać mi no tych dezerterów- mówił dobrze mi znajomy głos.- No proszę, kogo my tu mamy.
Przede mną, w całym rynsztunku i stroju bojowym stał nie kto inny, jak moja mentorka, Enobaria, śmiejąc się w naszą stronę i ukazując rząd opiłowanych zębów.
Wszystkich zamurowało. Nie wiedzieli, co powiedzieć. Nawet Deen zamilkł. I ja też. Powiedziałam w końcu to, co leżało mi na sercu. Odblokowałam kolejną część swojego mózgu. Nie byłam już tą spokojną, cichą, stroniącą od przemocy dziewczyną. Nigdy nią nie byłam. Tak naprawdę od początku byłam cichą wodą, która brzegi rwie.
***
Kolejne dni przechodziły normalnie. Atmosfera nie była już taka jak dawniej. Wszyscy byli bardziej napięci. Zdarzało się dużo kłótni, głównie między mną, a Jeeve. Mimo iż konfliktów było więcej, poruszaliśmy się szybciej. Cały czas jednak znajdowaliśmy się na leśnych łącznych pustkowiach za Areną.
Pierwszego dnia po mojej bójce z Deenem, wszyscy wstaliśmy bardzo wcześnie. Tym razem wybraliśmy się całą grupką na Arenę. Udało nam się naleźć trzy pobrudzone gruzem i pyłem skalnym plecaki, które w aż po brzegi wypełniliśmy lekami, maściami, jedzeniem, piciem i różnymi przydatnymi rzeczami, jakie znaleźliśmy na Arenie. Cały ten czas chodziłam struta. Arena przypominała mi o rozmowie, którą odbyłam z Voltem. O jego historii z prądem i delikatnych drażnień. Nie dawałam po sobie jednak tego poznać. Musiałam być silna, jeśli miałam utrzymać tę grupę razem. Dzisiejszego dnia przypomniało mi się to, co powiedział mi kiedyś tata: nawet, jeśli twoje serce krwawi każąc i będąc stanowczym wobec tych, których kochasz, jeśli jesteś przywódcą, musisz to robić, bowiem bez silnego przywódcy, nie przetrwa żadna grupa.
Kolejnego dnia byliśmy już w drodze. Szliśmy, nie zatrzymując się prawie wcale, ewentualnie, gdy ktoś chciał pójść tam, gdzie król chodzi piechotą. Mieliśmy tylko jedną dłuższą przerwę po południu, by coś zjeść. Tego dnia usłyszałam wiele plotek. Ku mojemu przestraszeniu Bove zaczął dużo rozmawiać z Jeeve i to właśnie oni wymieniali ze sobą najgorętsze plotki. Miałam wrażenie, że Jeeve po prostu taka jest, ale Bove robi to tylko po to, żeby oderwać się od rzeczywistości.
- I pamiętasz Ceasara, który prowadził nasze wywiady?- zapytała Jeeve mojego brata, myśląc, że nikt ich nie słyszy.
- No pewnie.
- I wiesz, że on ostatnim razem wziął ślub z taką ładną, młodą aktorką Seeą Fyronness i okazuje się, że ona zaszła w ciąże, a Ceasar jest bezpłodny!
Przez kolejne kilka minut słyszałam śmiech Bove'a i Jeeve oraz niedowierzanie mojego brata. Trochę brakowało mi towarzystwa w tej grupie. Ale, mój ukochany wujek Haymitch, którego tak naprawdę kochałam dużo bardziej od matki powiedział mi kiedyś: Jeśli ludzie od ciebie stronią i oddalają się od ciebie przyjaciele, to oznacza, że twoja potęga wzrasta.
Dzień trzeci nie był najłatwiejszy. Wszyscy byliśmy niewyspani i zmęczeni. W nocy słyszeliśmy w lesie dziwne szelesty i musieliśmy wystawić kogoś na straż. Poza tym, nasze stopy nie były w najlepszym stanie. Najgorzej było jednak z Sage, która już naprawdę nie miła siły. Każda grupa jest tak silna, jak jej najsłabsze ogniwo- powiedziała mi kiedyś Enobaria podczas jednego z treningów.
A jeśli wchodzimy w temat Enobarii, bardzo dużo ostatnio o wszystkich myślałam, jednak gdy myślałam o Enobarii, naprawdę nie mogłam znaleźć żadnej logicznej odpowiedzi na pytanie: gdzie ona może być.
I nagle zaczęła majaczyć przed nami jakaś wielka budowla. Na początku nie mieliśmy pojęcia, co to i baliśmy się, że poszliśmy w stronę Kapitolu, zamiast w stronę Dystryktów. Po chwili jednak zobaczyłam, co to takiego.
- Mur- szepnęłam.- Mur, to jest mur! Do granica jakiegoś Dystryktu!- powiedziałam już głośniej. Cała aż grzmiałam od szczęścia. Po tylu dniach na odludziu, zarówno na Arenie jak i poza nią w końcu mieliśmy przed sobą jakąś cywilizacje. Przyspieszyliśmy kroku. W końcu jacyś inni ludzie. Może przyjmą nas otwarcie.
- W końcu gdzieś dochodzimy!- ucieszył się Bove.
Jednak, wszyscy od razu straciliśmy nasz entuzjazm, gdy, uświadomiliśmy sobie nasze położenie, a w sumie, zrobiła do Jeeve.
- Przestańcie się tak cieszyć- powiedziała, spoglądając wysoko na mur.- Jesteśmy w ciemnej dupie.
- O czym ty mówisz?- zdziwiła się Sage.
- O tym, że wszystkie dystrykty są owładnięte wojną. Myślicie, że jak podejdziemy do bramek granicznych, to przywitają nas z uśmiechem i wpuszczą do środka?
- Ona ma rację- przyznałam, i przysięgłam sobie, że drugi raz tego nie powtórzę.- Nie wpuszczą nas.
- Więc mamy tu zostać? Żeby przejść do Siódemki, trzeba przejść przez Dwójkę- zabłysnął inteligencją Bove.
- Może...zrobimy podkop?- zaproponowała Sage, ale jej mogłam wybaczyć głupotę. Ma w końcu dopiero czternaście lat.
- Podkop? Serio? Ty naprawdę jesteś głupia- przyczepiła się Jeeve.- Te mury wrastają w ziemię pewnie minimum dziesięcioma metrami.
- Dobra, może i głupi pomysł- przyznała Sage.
- Myślę, że zrobimy tak- zaczęłam, jak prawdziwa przywódczyni. Przez chwilę poczułam się jak swoja matka, ale szybko odepchnęłam od siebie tę myśl.- Podzielmy się na dwie grupy i obejdźmy ten mur. Poszukajmy jakiejś wyrwy, czy czegoś. W końcu każdy mur, w każdym dystrykcie ma jakieś słabe strony. W Trzynastce przecież była dziura za plakatem wyborczym Snowa. Może tu też coś będzie.
- Jak sobie chcesz- odpowiedziała zrezygnowana Jeeve.
- Chcę- odpowiedziałam tonem, który miał dać jej do zrozumienia, że ja tu jestem władcą.- Bove, idziesz ze mną, Jeeve, ty z Sage.
Nie powiem, że nie rozdzieliłam nas tak specjalnie. Dziwna zażyłość Jeeve i Bove'a od dawna rzucała mi się w oczy, i nie pozwolę jej się rozwijać. Nikt nie kłócił się z moim zdaniem. Zrobili to, o co ich prosiłam.
Ja z Bove'em mieliśmy przejrzeć wschodni odcinek muru, Jeeve i Sage, zachodni. Nie trwało wiec długo, aż straciliśmy siebie nawzajem z oczu.
Szłam obok Bove'a w milczeniu. Wydawało mi się, że patrzy na mnie wyjątkowo podejrzliwie, co mi się nie podobało. Starałam się skupić na ogromnym, szarym murze rozciągającym się po mojej prawej. Szybko jednak doszłam do wniosku, że nie zobaczę w nim nic innego, jak kamienie.
- Kochałaś go?- usłyszałam nagle ściszony głos Bove'a, tak, jakby to nie on, lecz jego podświadomość zadała to pytanie.
- Co proszę?- odpowiedziałam pytaniem na pytanie. Nie wiedziałam nawet o co pyta, bo jeśli o to, o czym pomyślałam...
- Volta. Zapytałem, czy kochałaś Volta- odpowiedział, a mnie zamurowało. Poczułam się, jakby ktoś wbił mi w serce ząbkowany sztylet i zaczął nim powoli przekręcać.
Nie po to przez te dni starałam się zapomnieć zarówno imienia, jak i tego, kto się pod nim kryje, żeby teraz odpowiadać, na pytania związane z nim, których sama nie potrafiłam zdefiniować.
- Bove, ja nie chcę o tym mówić- starałam się uciąć ten temat w zarodku, ale znałam mojego brata na tyle dobrze, żeby po jego minie i zapędach do rozmów o emocjach, wiedzieć, że nie odpuści.
- Anee, to, że próbujesz o nim zapomnieć, nie jest żadnym rozwiązaniem. On nie chciałby, żebyś o nim zapomniała. A czy ty chciałabyś, bym, gdyby kiedyś zdarzyło ci się zginąć, o tobie zapomniał?- zapytał, a ja dopiero teraz zdałam sobie sprawę ze swojej głupoty.
- Ty...masz rację. Nie powinnam. Ale nie umiem inaczej. Boli mnie świadomość, że w ciągu kilku dni straciłam i najlepszego przyjaciela z dzieciństwa i...jego.
- Ty go kochałaś, prawda?- Bove jakby stepował po moich wnętrznościach i mózgu, butami zrobionymi z rozżarzonego węgla.
- Nie wiem, co do niego czułam, Bove, ale wiem...- I nagle, jak wybawienie zobaczyłam obok nas kawałek muru, w którym widać było wysoką, wąską dziurę, przez którą ciężko byłoby przejść bez wciągania brzucha. To było jak ratunek od trudnego tematu.-Zobacz, Bove- wskazałam palcem na dziurę.
- Wracamy po Jeeve i Sage?- zapytał Bove.
- Nie, myślę, że powinniśmy najpierw sprawdzić, dokąd ta dziura prowadzi. Jeśli wleziemy prosto w paszczę lwa, będzie miał nas kto szukać-odparłam, ciesząc się, że Bove nie wymaga już ode mnie odpowiedzi na problematyczne pytanie.
- Tak, myślę, że masz rację- odparł Bove.- To kto pierwszy? Mogę ja?
- A idź pierwszy jak chcesz.
Już po chwili ja również tuż za bratem weszłam do dziury. Była bardzo wąska, a pomiędzy ściankami znajdował się drut, co nie pomagało, bo co chwila zaczepiałam kombinezonem o jego wystające części. Gdy jednak byłam już prawie przy jej końcu, a Bove wyszedł już na powierzchnię, usłyszałam jego krzyk.
- Anee, wracaj, już!
Przeraziło mnie to. Od razu zaczęłam się obwiniać o to, że puściłam go przodem. Ale ja też nie mogłam już uciec, byłam za daleko drugiej strony, a poruszałam się bardzo wolno. Złapałoby mnie, lub złapał ten, kto złapał Bove'a. Poza tym, nie mogłam tam zostawić mojego brata. Z wyrazem dezorientacji na twarzy, przebrnęłam przez resztę wyłomu i upadłam na ziemię. Kiedy spojrzałam w górę zobaczyłam, że zarówno w moją, jak i w Bove'a głowę wycelowane jest minimum dwanaście spluw. przełknęłam ślinę, patrząc na nieznajome twarze agresorów. I nagle tłum zaczął się rozstępować, a ja zaczęłam słyszeć znajomy głos.
- Odsunąć się, pokazać mi no tych dezerterów- mówił dobrze mi znajomy głos.- No proszę, kogo my tu mamy.
Przede mną, w całym rynsztunku i stroju bojowym stał nie kto inny, jak moja mentorka, Enobaria, śmiejąc się w naszą stronę i ukazując rząd opiłowanych zębów.
--*--
Jestem! Wiem, że znów mnie długo nie było, ale w tym opowiadaniu stawiam na jakość, nie na limity czasowe. Mam nadzieję, że spodobał wam się nowy rozdział. Dla mnie trochę sucho bez Volta, ale będę musiała przetrwać to, co sama stworzyłam. Co tu dużo mówić, nie było mnie długo, bo cały ten czas spędziłam na: graniu w nową grę na xbox pt. Gra o Tron, czytaniu kolejnych tomów Gry o Tron, oglądaniu kolejnych sezonów Gry o Tron, wychwalaniu pod niebiosa Tyriona i Jaime'a Lannisterów, wyszukiwaniu wszelkich możliwych informacji o dacie wydania kolejnego tomu Gry o Tron. Jak tak na to patrzę, to chyba dostałam świra. Ale cóż, taka karma;( Chyba mam taką obsesję, że niedługo zmienię nick na coś w stylu: Tyrionators, albo Tyrion-na-króla lub Zabić-Joffrey'a ;)
Pozdrawiam,
Priori ;)
Ja chcę Volta!
OdpowiedzUsuńUgh...
Rozdział super, ale bez niego to nie to samo ._.
Pisz dalej, bo robisz to świetnie <3
Pozdrawiam,
Anastasia.
Witaj. Twój blog został właśnie BLOGIEM MIESIĄCA MAJA 2015 i jest reklamowany na koszyk-blogow.blogspot.com przez cały maj. :)
OdpowiedzUsuńPozdrawiam
Już chyba wiem jaki będzie twój kolejny fan fik. ;)
OdpowiedzUsuńRozdział był świetny! Tak bardzo uwielbiam Bove'a, że aż nie masz pojęcia. Sama nie wiem dlaczego. Może odzywa się we mnie pragnienie starszego brata, kto wie. Ale nie o tym...
Mam nadzieję, że Volt pojawi się najszybciej jak to możliwe, choć jego nieobecność wcale niczego nie ujmuje twojemu opowiadaniu! ;)
No i na koniec przepraszam, że tak długo nie komentowałam twojego bloga. Mam nadzieję, że mi to kiedyś wybaczysz.
Gratuluję wyróżnienia jako Blog Maja! ;*
Pozdrawiam i czekam na kolejny rozdział!
Gratuluje za wyróżnienie na Blog Maja, rozdział świetny, na to opowiadanie to można nawet miesiącami czekać ;)
OdpowiedzUsuńojej! czekam niecierpliwie na dalsze części :)
OdpowiedzUsuńjest świetnie!
http://art-of-killing.blogspot.com/
Piszesz świetnie. Nie wiem czemu ale brakuje mi Volta. I na te twoje opowiadania mogę czekać bo są świetne 😘
OdpowiedzUsuńLaslie
Zostałaś nominowana do LA:) http://fatum-dramione.blogspot.com/2015/04/cay-swiat-to-scena-ludzie-na-nim-to.html
OdpowiedzUsuńRozdział jak zwykle świetny. Nic dodać, nic ująć. Jednak zauważyłam, że brakuje mi Volta. Z tego co widzę, to nie tylko mi. Mam nadzieję, że będzie jedno wielkie BUM i Volt powróci.... Nie mogę się doczekac kolejnego rozdziału.
OdpowiedzUsuńPozdrawiam
Suzanne Mason
Brakuje mi Volta. Ominęłam kilka rozdziałów (matura i te sprawy) wiec nawet nie wiem, co sie stało. A działo sie, jak widzę - dużo
OdpowiedzUsuńJuż myślałam, że Anee zawróci i zostanie sama. Na szczęście tak się nie stało. Ulga :D
U mnie nowy rozdział, jeśli jesteś zainteresowana.
www.w-popiolach-igrzysk.blogspot.com
Idealne! *>*
OdpowiedzUsuńPomimo że nie ma moich ulubieńców (Fen'a i Volt'a) to i tak twój blog jest moim ulubionym <3
Jeju co się stanie! Myślałam że Enobaria jest tą... dobrą? Ale kurde, nie wiem czego się spodziewać!
Z niecierpliwością czekam na ciąg dalszy ;)
Pozdrawiam